Prezydentowi towarzyszy podwójna amerykańsko-brytyjska ochrona. Prezydent Stanów Zjednoczonych i Pierwsza Dama, Barack i Michelle Obama, przybyli już do Pałacu Buckingham, powitani przez królową i rozlokowali się w swoich pokojach - za wstawionymi na tę okazję pancernymi szybami. Potem dokonali przeglądu gwardii na dziedzińcu - ale w towarzystwie amerykańskich ochroniarzy.
Po lunchu prezydencka para wyruszy ogromnym, pancernym Cadillakiem, przezwanym "Bestia" do Opactwa Westminsterskiego i na Downing Street, na pierwsze spotkanie z premierem Davidem Cameronem i wicepremierem Nickiem Cleggiem. Będą oni zmuszeni poddać się niezręcznej sytuacji, kiedy gość nie dowierza do końca ich strażom i sprowadza im do domu własną.
Prezydentowi towarzyszy w tej podróży 20 pojazdów przywiezionych z Ameryki i 100 ochroniarzy. Na każdym kroku towarzyszą mu nadzwyczajne środki bezpieczeństwa - jak wczoraj w Dublinie, kiedy podium, z którego przemawiał na placu przed Trinity College otoczone było potrójnym szpalerem - irlandzkiej policji, amerykańskich agentów ochrony i grubych na kilka palców pancernych szyb sięgających niemal 2 piętra.
Wpadka Secret Service?
Podczas wczorajszej wizyty w Irlandii doszło do incydentu z jednym z samochodów amerykańskiej delegacji. Samochód nie zdołał pokonać rampy podczas wyjazdu z terenu ambasady amerykańskiej w Dublinie. Agenci rzucili się, by ciałami zasłonić samochód.
Dziś jednak rozeszła się pogłoska, że nie była to prezydencka limuzyna, pieszczotliwie zwana "bestią", a w samochodzie wcale nie było pary prezydenckiej, która miała opuścić ambasadę innym wyjściem. Dziwne w tej sytuacji zachowanie agentów Secret Service tłumaczone jest dwojako: albo chcieli ukryć, że prezydent USA opuścił ambasadę innym samochodem, albo rzeczywiście był w środku.