Gruzińska opozycja krytykowała prezydenta za „nadmierne zaangażowanie się w produkcję". Rosyjskie portale pisały, że realizacją „antyrosyjskiej, propagandowej ekranizacji" zaopiekował się gruziński rząd, a ekipa zdjęciowa miała dostęp do czołgów i helikopterów armii gruzińskiej, a także do rezydencji samego prezydenta. – Przecież ta produkcja jest częścią historii naszego kraju. Nic dziwnego, że była wspierana przez Saakaszwilego – dodaje Rondeli.
W wyniku wojny w sierpniu 2008 r. Moskwa uznała niepodległość Osetii Południowej i Abchazji. W ostatnich dniach trwały spory wokół triumfalnie obwieszczonej w abchaskiej stolicy Suchumi wieści, iż kraj ten uznało Vanuatu (byłby to piąty kraj uznający Abchazję po Rosji, Nikaragui, Wenezueli i innym pacyficznym państewku Nauru). Ambasador Vanuatu przy ONZ stwierdził, że zadzwonił do swego kraju i spytał, czy uznanie Abchazji jest prawdą. – Zaprzeczyli zdecydowanie – podkreślił.
Ale szef abchaskiej dyplomacji dowodzi, że to Suchumi ma rację. – Premierzy naszych krajów podpisali 23 maja oświadczenie o ustanowieniu stosunków dyplomatycznych i zniesieniu obowiązku wizowego – powiedział Maksim Gwindżija. Według niego deklaracja wędrowała między Suchumi i Port-Vila pocztą lotniczą. Gwandżija dodał, że „nikt nikomu nic nie zapłacił", innymi słowy – Vanuatu za uznanie Abchazji rzekomo niczego nie dostało. Państewka wyspiarskie na Pacyfiku znane są z uznawania Tajwanu bądź ChRL w zamian za spore wsparcie finansowe.
– Głos Vanuatu nie zmieni sytuacji Abchazji i Osetii Południowej na arenie międzynarodowej, ale mimo wszystko dla Tbilisi byłby to problem. Kropla drąży kamień – mówi „Rz" Lewan Ramiszwili, szef Instytutu Wolności w Tbilisi.
Rosja kolejny raz pokazała, że nie zamierza uznać roszczeń Gruzji do Abchazji. Premier Władimir Putin złożył kilka dni temu niespodziewaną wizytę w Suchumi w związku z pogrzebem zmarłego prezydenta tej samozwańczej republiki Siergieja Bagapsza. Wyraził nadzieję na „normalizację stosunków między Gruzinami i Abchazami".