Niektórzy rachmistrzowie rzucali pracę. Inni, na własną rękę, korygowali plany Urzędu Statystycznego, bo na mapach, które otrzymali, brakowało wielu domów i ulic. Słowacy masowo odmawiali wypełniania arkuszy statystycznych. Ich oburzenie wzbudzały zawarte w nich pytania o miejsce pobytu, wyznanie czy stan majątku. Wielu obywateli obawia się, że ich dane majątkowe trafią do urzędów skarbowych. Kwestię wyznania z kolei traktują jako sprawę osobistą.

Przed rachmistrzami zamykano drzwi nawet całych osiedli. Zdarzały się przypadki ich pobicia. W obawie przed agresją mieszkańców w 100-tysięcznej dzielnicy Petrzalka w Bratysławie, 100 rachmistrzów zrezygnowało z pracy.

Spis miał również kontekst narodowościowo-polityczny. Liderzy niemal półmilionowej węgierskiej mniejszości apelowali do swych rodakow, by nie obawiali się ujawniać węgierskiego obywatelstwa. Węgrzy z kilkuset miejscowości w 100-kilometrowym pasie przygranicznym znaleźli się jednak między młotem a kowadłem. Bratysława zapowiedziała bowiem, że będzie odbierać obywatelstwo słowackim Węgrom, którzy, zgodnie z węgierskim prawem, wystąpili po 1 stycznia tego roku o obywatelstwo węgierskie.

Spis powszechny na Słowacji odbywa się co dziesięć lat. Wyniki obecnego, który kosztował 30 mln euro i rozpoczął się 21 maja, zostaną opublikowane w roku 2014. Już teraz zastrzeżeń jest tyle, że politycy mówią o odwołaniu szefowej Urzędu Statystycznego.