Sprawa 37-letniego Romana Łandika nabrała rozgłosu, gdy się okazało, że jest synem deputowanego parlamentu z rządzącej Partii Regionów. Jego ojciec Wołodymyr Łandik groził, że wytoczy procesy dziennikarzom, którzy pisali o incydencie.
Na początku lipca Łandik junior bawił się z kolegami w łuhańskiej restauracji Bakkara. Jeden z nich adorował dziewczyny siedzące przy sąsiednim stoliku. Gdy nalewał whisky, 20-letnia modelka Maria przypadkowo strąciła szklankę.
Łandik, jak pisały ukraińskie portale, „postanowił nauczyć dziewczynę dobrych manier". Najpierw wylał na nią szklankę soku. Tamta nie pozostała dłużna i zdzieliła mężczyznę butelką. W odpowiedzi radny rzucił się na nią z pięściami. Konflikt załagodziły koleżanki dziewczyny i koledzy radnego, ale tylko na chwilę. Gdy modelka wróciła z łazienki i usiadła przy stoliku, Łandik chwycił ją za rękę i ciągnął za włosy do wyjścia, bijąc po twarzy i kopiąc. Personel restauracji nie reagował. Zajście zarejestrowała kamera. Nagranie trafiło do Internetu. Radny twierdził, że wideo w sieci zostało sfabrykowane.
– Postanowiłem przywołać ją do porządku. Zachowywała się rozwiąźle. Tłukła naczynia – mówił. Poszkodowana trafiła do szpitala z wstrząsem mózgu.
Prokuratura wszczęła śledztwo, a radny uciekł z kraju. W niedzielę został zatrzymany w Krasnodarze w Rosji. Prezydent Ukrainy Wiktor Janukowycz pytany o sprawę stwierdził, że radny powinien zostać ukarany.