Jak poinformował "The Wall Street Journal", iracki rząd po cichu prowadzi negocjacje w sprawie zakupu aż 36 amerykańskich myśliwców. Władze w Waszyngtonie liczą na to, że kontrakt ułatwi ograniczenie irańskich wpływów i na długo scementuje ich więzi z Bagdadem. Czas nagli. Pod koniec roku 46 tysięcy żołnierzy USA, którzy obecnie stacjonują w Iraku, ma opuścić ten kraj. Chyba że iracki rząd poprosi Amerykanów o przedłużenie pobytu.

Władze w Bagdadzie wcześniej planowały zakup 18 amerykańskich myśliwców. W lutym odłożyły jednak wojskowe plany na półkę, aby dołożyć pieniądze na program żywnościowy, w ramach którego miliony Irakijczyków cierpiących z powodu biedy i ogromnego bezrobocia mogą liczyć na trochę ryżu, cukru i innych podstawowych produktów żywnościowych. Rząd miał wówczas podstawy do obaw, że wściekli m.in. z powodu częstych przerw w dostawach prądu i wody Irakijczycy – wzorem powstańców w Tunezji i Egiptu – również zorganizują powstanie ludowe. Amerykanie wykazali więc oficjalnie zrozumienie dla decyzji władz Iraku.

Na powrót do rozmów o zakupach miały jednak pozwolić większe, niż planowano, zyski ze sprzedaży ropy. Jak zauważa "The Wall Street Journal", na powiększenie zamówienia do 36 myśliwców, a więc dwóch eskadr – za których rachunek może przekroczyć osiem miliardów dolarów – będą się musieli zgodzić kongresmeni. Nie powinno być z tym większych problemów, choć niektórzy politycy obawiają się, żeby amerykańskie uzbrojenie nie trafiło we wrogie ręce. Tak stało się choćby z irańskim arsenałem, gdy po rewolucji w 1979 roku władzę przejęli tam wrodzy Ameryce ajatollahowie.

Iraccy politycy będą więc musieli zapewnić władze w Waszyngtonie, że będą pilnować, aby amerykańska technologia nie przedostała się do Teheranu. Wpływy Irańczyków w szyickim Iraku są jednak coraz większe.

—Jacek Przybylski z Waszyngtonu