Trzy główne państwowe stacje telewizyjne złamały ramówkę, by w porze najwyższej oglądalności nadać niezapowiedziany wywiad z prezydentem Dmitrijem Miedwiediewem, który – jak ujawniono w zeszłą sobotę – po marcowych wyborach zamieni się miejscami z premierem Władimirem Putinem.
Po sobotnim zjeździe rządzącej partii, na którym i Miedwiediew, i Putin traktowali jako oczywistość, że po marcu 2012 zgodnie z ich planami jeden będzie głową państwa, drugi – szefem rządu, w rosyjskim Internecie wyrazy sprzeciwu pojawiły się z taką siłą, że prezydent postanowił na nie odpowiedzieć. Zastrzegał się wprawdzie, że blogosfera jest niereprezentatywna dla społeczeństwa, a poza tym – ogromnie zróżnicowana. Ale sam fakt, że w wywiadzie przeprowadzanym przez szefów trzech państwowych telewizji pojawiło się pytanie o wrogą reakcję internautów na weekendową decyzję Miedwiediewa dowodzi, że władza uznała tę sprawę za problem.
– Wielu pomyślało: „po co tracić energię na to, by iść na wybory?". I rzeczywiście, czy głosowanie ma sens, skoro o wszystkim już wcześniej zdecydowano? – spytał dziennikarz, na co Miedwiediew odpowiedział groźnie: – Takie rozumowanie uważam wręcz za prowokacyjne.
I przekonywał: – Decyzje zjazdu to tylko rekomendacje, wyboru dokonuje naród i to nie są puste słowa. Tak jest naprawdę.W ostatnich miesiącach w Rosji władze nie dopuściły do rejestracji partii liberalnej opozycji Parnas, a w czasie wyborów lokalnych w Petersburgu policja uniemożliwiała agitację działaczom demokratycznym.
Dmitrij Miedwiediew przez obserwatorów długo postrzegany był jako liberalny konkurent Władimira Putina. Niejednokrotnie sam sugerował istnienie między nimi poważnych różnic. Teraz jednak dokonał zwrotu i dokładał starań, aby przedstawić się niemal jako alter ego premiera.