Układ w tej sprawie został podpisany między Berlinem a organizacją Claims Conference. To pierwszy przypadek, że Niemcy uznały za ofiary Holokaustu ludzi, którzy nigdy nie znaleźli się pod ich okupacją. Chodzi o Żydów, którzy w momencie rozpoczęcia operacji „Barbarossa" przebywali na terenie Związku Sowieckiego i na wieść o zbliżaniu się Wehrmachtu przemieścili się dalej na Wschód. Każdy, kto uciekł między 22 czerwca 1941 roku a 27 stycznia 1944 roku, otrzyma 2556 euro.
Przyjęcie właśnie takich dat budzi poważne kontrowersje. W latach 1939 – 1941 do sowieckiej strefy okupacyjnej uciekło bowiem kilkaset tysięcy polskich Żydów z Generalnego Gubernatorstwa. Byli to tak zwani bieżeńcy. Spora część z nich została deportowana przez NKWD na Syberię jeszcze przed rokiem 1941.
Zgodnie z kryteriami przyjętymi przez Claims Conference i Berlin nie mogą więc dostać teraz odszkodowania. Są to zaś osoby, które uciekając, pozostawiły w zachodniej i środkowej Polsce cały swój majątek, a w czasie Holokaustu straciły całe rodziny. Ich sytuacja w Sowietach była na ogół dużo cięższa niż tamtejszych Żydów, którzy na czas niemieckiej okupacji przenieśli się na przykład z Kijowa do Moskwy. A to właśnie ci ostatni dostaną teraz odszkodowania.
– Jeśli to prawda, to takie porozumienie jest niedopuszczalne. Nie chce mi się w to wierzyć. To zupełnie nielogiczne – powiedział „Rz" Arie Mientkiewicz.
To znany izraelski prawnik, którego rodzice w 1939 roku uciekli przed Niemcami z Częstochowy. Znaleźli się pod okupacją sowiecką, skąd zostali zesłani do łagrów. Wydostali się z nich w 1942 roku z armią Andersa. Sam Mientkiewicz urodził się w Teheranie.