Christian Wulff ma fatalny nawyk korzystania z życia na koszt ludzi biznesu – taką ocenę prezydenta RFN prezentują zgodnie niemieckie media. Zajmują się sprawkami Wulffa już całe dwa miesiące i nie ma praktycznie dnia, aby nie wykryto czegoś nowego. Od dawna wiadomo, że prezydent otrzymał niezwykle korzystny kredyt, na którym miał zarobić około 100 tys. euro, że kupił dom za pożyczone od możnych przyjaciół pieniądze, że polubił luksusowe posiadłości swych przyjaciół milionerów, a jego druga żona korzystała z samochodów podsyłanych przez koncern Volkswagena.
Nikogo więc nie zdumiały najnowsze, że Christian Wulff spędził kilka lat temu urlop w luksusowym hotelu na wyspie Sylt na zaproszenie producenta filmowego Davida Groenewolda. Jednak od kilku dni analizują tę informację wszystkie dzienniki, zdjęcia hotelu pokazują wszystkie telewizje, a dyskusja na temat nowego przewinienia prezydenta nie ma końca. Tak jakby w setkach programów publicystycznych przedyskutowano już wszystko, co się dało, wraz z psychologicznym aspektem całej afery, a mianowicie, czy Christian Wulff nie nadużywał stanowiska, pragnąc zaimponować swej nowej, młodszej o niespełna dwa dziesiątki lat, żonie.
Bo przecież kiedyś był inny, o czym przypomniał właśnie jeden z tygodników, publikując zdjęcie Wulffa z 1993 roku. Widnieje na nim młody poważny człowiek zapatrzony w dal, obok żona z małym dzieckiem oraz ówczesny kanclerz Helmut Kohl. Wulff był wtedy młodym, obiecującym politykiem CDU, a „stary" kanclerz dbał o wychowanie młodej kadry zależnych od siebie polityków. Wulff był właśnie takim wiernym żołnierzem partii Kohla, a później kanclerz Angeli Merkel.
Został premierem Dolnej Saksonii, poznał młodą specjalistkę od marketingu i zmienił się nie do poznania. Uśmiechnięty, w doskonałym nastroju, prezentujący się w towarzystwie gwiazd i gwiazdeczek niemieckiego ekranu zawsze w towarzystwie swej przyjaciółki Bettiny. To z nią spędził kilka dni na wyspie Sylt. A Sylt to dla Niemców symbol luksusu, wyspa prywatnych plaż i posiadłości milionerów. David Groenewold jest tam jak u siebie w domu i to on zaprosił premiera Dolnej Saksonii i jego przyjaciółkę. Ten miał mu zwrócić pieniądze gotówką, ale bez świadków. Są jednak wątpliwości, że tak było. Równocześnie personel hotelu miał zostać zobowiązany do zachowania ścisłej tajemnicy. Podobna transakcja miała towarzyszyć pobytowi Wulffa w monachijskim hotelu Bayerischen Hof, gdzie premier zarezerwował zwykły pokój, ale mieszkał w apartamencie. Groenewold pokrył różnicę, którą miał później odzyskać w gotówce. Producent zapłacił też za opiekunkę do czteromiesięcznego syna Wulffa z nową już żoną.
„Zupa składająca się z niezręczności, niedokładności i wykrętów robi się coraz gęstsza" – komentuje najnowsze informacje „Die Welt".