Ten skandal nie ma sobie równych – twierdzą zgodnie niemieccy politycy, komentując działania szwajcarskiej prokuratury, która chce aresztować trzech niemieckich urzędników. Rozesłano już za nimi międzynarodowy nakaz aresztowania.
– Istnieje uzasadnione podejrzenie, że zlecenia szpiegowskie dotyczące Crédit Suisse pochodzą z Niemiec – powiedziała gazecie „Bild am Sonntag" przedstawicielka szwajcarskiej prokuratury. Niemieccy urzędnicy podatkowi mieli uczestniczyć dwa lata temu w nabyciu za 2,5 mln euro od anonimowego złodzieja płyty CD z danymi bankowymi 1100 obywateli niemieckich, którzy ulokowali w Crédit Suisse ukryte przed niemieckim fiskusem dochody. Chodziło podobno o 1,34 mld euro.
Zdaniem Szwajcarów działania niemieckich urzędników nie są niczym innym jak „szpiegostwem przemysłowym", a nielegalność całej transakcji nie ulega wątpliwości. Nie brak też w Szwajcarii opinii, że Niemcy uprawiają paserstwo, kupując, nie po raz pierwszy, skradzione dane ze szwajcarskich banków. Niemieckiemu fiskusowi przynosi to dochody liczone w setkach milionów euro, bo już na samą wieść o kupnie danych bankowych przez niemieckie władze nieuczciwi podatnicy sami zgłaszają w urzędach swe przestępstwa, by złagodzić tym samym wysokość kary.
Co więcej, zaopatrzone w nabyte w podejrzanych okolicznościach płyty CD niemieckie władze uruchamiają postępowania karne przeciw pracownikom zagranicznych banków czy instytucji finansowych, za współudział w przestępstwie, jakim jest unikanie podatków. Obawiające się wyrugowania z niemieckiego rynku zagraniczne instytucje zawierają więc z władzami niemieckimi ugody.
Pod koniec ubiegłego roku Crédit Suisse zgodził się wypłacić skarbowi państwa RFN150 mln euro tytułem wyrównania strat z nieopłaconych podatków. Wcześniej szwajcarski dom bankowy Julius Bär wpłacił 50 mln euro, tyle samo Fürstenbank LGT z Liechtensteinu. Ocenia się, że Niemcy zgromadzili w szwajcarskich bankach 150 mld franków.