Istniejąca zaledwie od sześciu lat niemiecka Partia Piratów może liczyć obecnie na 12 proc. głosów wyborczych – taki wynik opublikowanego wczoraj sondażu poważnego instytutu Forsa wywołał w Niemczech kolejną dyskusję na temat fenomenu, jakim stali się niemieccy piraci.
Jakie są przyczyny rosnącej popularności? – Przede wszystkim partia ta jest inna niż wszystkie obecne na scenie politycznej. Jest niekonwencjonalna i taka staje się spora część niemieckiego społeczeństwa – tłumaczy „Rz" prof. Gerd Langguth, politolog.
Niekonwencjonalność niemieckich Piratów graniczy dla jednych z absurdem. Bo jak może funkcjonować partia polityczna, która nie wie dokładnie, czego chce i o co walczy. Nie ma praktycznie żadnego programu, a na jej stronie internetowej dowiadujemy się, że celem partii jest ochrona praw obywateli, walka z elektroniczną inwigilacją obywateli przez państwo, przejrzystość administracji, faktyczna likwidacja praw do własności intelektualnej, likwidacja patentów w dziedzinie badań genetycznych oraz oprogramowania komputerowego.
To właściwie wszystko, czego domagają się Piraci. Ani słowa na temat gospodarki, polityki zagranicznej czy obronnej. To jest ich atut. – Nikt z nich nie mówi z góry: wszystko wiemy. Piraci mówią: Będziemy się uczyć razem – podkreśla politolog Gero Neugebauer. Takie podejście do polityki podoba się młodym wyborcom. Jedna czwarta z nich ma mniej niż 24 lata.
W powojennej historii Niemiec nie było jeszcze wypadku, aby partia polityczna zdobyła tak szybko uznanie obywateli jak Piraci. Są często porównywani do Zielonych, którzy wdarli się przed laty na niemiecką scenę polityczną w atmosferze konfliktu z ówczesnym establishmentem. Mieli jednak od samego początku jasny program ekologiczny, a także pacyfistyczny.