Zagraniczne wojaże Romneya się skończyły i media w USA przeszły już do porządku dziennego nad gafami popełnionymi przez republikanina za granicą. Kończy się też polityczne lato, bo do wyborów zostało już mniej niż 100 dni. Przedpole już oczyszczono.
W mijającym tygodniu lider demokratycznej większości w Senacie Harry Reid i republikański przewodniczący Izby Reprezentantów John Boehner uzgodnili zasady finansowania rządu w okresie kampanii. Rok budżetowy zaczyna się w USA 1 października, ale żaden z polityków nie chciał, aby media obciążyły go odpowiedzialnością za finansowy paraliż rządu na kilka tygodni przed wyborami. Republikanie wolą, aby kampania skupiła się na tematach z ich punktu widzenia najważniejszych – tworzeniu miejsc pracy i poprawie sytuacji gospodarczej. Jeśli Romney wygra wybory, będzie jednak majstrował przy budżecie. Republikański kandydat obiecał obcięcie większości wydatków federalnego budżetu o 5 proc.
Romney chce wykorzystać czas poprzedzający konwencję swojej partii do odrabiania strat w sondażach i przedstawienia wyborcom swojej wizji Ameryki. Lada moment przedstawi też swojego kandydata na wiceprezydenta. Kto to będzie? Wciąż trwają spekulacje, choć decyzja zapadnie zapewne w ciągu kilku najbliższych dni. Wśród faworytów wymienia się senatora z Florydy Marco Rubio, senatora Roba Portmana z Ohio czy byłego gubernatora Wisconsin Tima Pawlentego. Każdy z nich, obok osobistych wad i zalet, ma swój elektorat, który może zwiększyć szansę na zwycięstwo w listopadzie, ale w tej sprawie obóz Romneya musi przeprowadzić szczegółowy rachunek zysków i strat.
Dać pracę Ameryce – to najważniejsze hasło, które może przysporzyć Romneyowi głosów. Już po powrocie z Polski, podczas spotkania z wyborcami i gubernatorami stanów rządzonych przez republikanów w Kolorado, Romney zaczął punktować Obamę za 41 miesięcy bezrobocia utrzymującego się powyżej poziomu 8 proc. To świadome odwołanie się do społecznej frustracji. Dziś aż 63 proc. wyborców uważa, że kraj zmierza w złym kierunku. Nie jest to dobry prognostyk dla żadnego polityka starającego się o reelekcję.
Republikanin obiecuje, że jego program gospodarczy przyczyni się do utworzenia 12 milionów nowych miejsc pracy w ciągu najbliższych czterech lat. Z tym samym przesłaniem jedzie na kilka dni w Amerykę. Romney przeciwstawia programowi Obamy uproszczony program gospodarczy. Pięciopunktowy plan przewiduje rozwój produkcji energii, zwiększenie wymiany handlowej przede wszystkim z Ameryką Łacińską, finansowanie szkoleń zawodowych, ograniczenie deficytu budżetowego i wsparcie dla drobnego biznesu. Wyprawa ma odwrócić uwagę od kłopotów Romneya, któremu obóz Obamy zarzuca, że nie chce ujawnić swoich rozliczeń podatkowych, a jako przedsiębiorca przeniósł część miejsc pracy za granicę. Ujawnienie tych faktów to niejedyny – obok gaf popełnionych za granicą – cios, jaki ostatnio otrzymał Romney. Największą niespodzianką było potwierdzenie przez Sąd Najwyższy legalności ustawy o reformie ubezpieczeń zdrowotnych, krytyko- wanej ostro przez republikanów. Wyjęło to im z ręki koronny argument o niekonstucyjności „Obamacare".