Przeciwnicy wprowadzania cenzury w Internecie mają kolejny powód do krytyki: urzędnicy rosyjskiego Ministerstwa Łączności chcą utajnić czarną listę portali, które bez decyzji sądu będą blokowane za „rozpowszechnianie treści szkodzących zdrowiu lub rozwojowi dzieci". Przepisy w tej sprawie weszły w życie 30 lipca. Rejestr ma być sporządzany od listopada. Zajmie się nim Roskomnadzor (Federalna Służba ds. Nadzoru w sferze łączności, technologii informacyjnej i masowych komunikacji).
Według rosyjskich obrońców wolności słowa przepisy tłumaczone „troską o dzieci" będą batem na Internet i sposobem na filtrowanie informacji, które władze uznają za niebezpieczną. Na czarną listę mogą trafić takie popularne w Rosji portale społecznościowe, jak Facebook, Twitter i LiveJournal. To dzięki nim opozycja apelowała do rodaków o protesty. Rosyjscy blogerzy pisali, że zablokować portal będą mogli jego przeciwnicy, choćby zostawiając tam komentarz, który wzbudzi podejrzenia władz.
Przeciwko utajnieniu rejestru zablokowanych portali opowiedzieli się przedstawiciele wyszukiwarek - rosyjskiej Yandex oraz Google'a. Twierdzą, że decyzje urzędników nie będą poddane społecznej kontroli. Sugerowali, że rejestr mógłby być utajniony dla społeczeństwa, ale otwarty dla dostawców Internetu i firm informacyjnych, reagujących na zmiany związane z blokadą strony.
Urzędnicy uzasadniają, że utajnienie rejestru nie będzie wywieraniem presji na administratorów portali, gdyż o ewentualnym blokowaniu zostaną natychmiast powiadomieni.
- To normalna światowa praktyka. Nie możemy robić reklamy portalom, które rozpowszechniają informacje szkodliwe dla życia lub zdrowia dzieci - uzasadniał wiceminister łączności Aleksiej Wolin. Mówił, że właściciele portali będą mogli upowszechnić informacje o decyzjach urzędników, choćby składając na nich skargi.