W świetle tych zamiarów symptomatyczna była przysięga, którą poddani składali mu po koronacji: jako nieżonatemu i bezdzietnemu deklarowali wierność nie tylko jemu, ale również jego przyszłej małżonce-carycy oraz – jak Bóg da – ich dzieciom. Przyrzekli mu też, że nie będą poszukiwać ani wspierać ewentualnych pretendentów do tronu: Szujski z pewnością miał na myśli kandydatów z kręgów bojarskich (np. Romanowów), cudzoziemskich (Zygmunta III albo królewicza Władysława), ale przede wszystkim kolejnych samozwańców, których pojawienie się było więcej niż możliwe.
Parada samozwańców
Jego obawy szybko się spełniły. Z armii, którą jeszcze Dymitr Samozwaniec skoncentrował pod Moskwą do pochodu na Tatarów Krymskich, wyłamała się szlachta pochodząca z południowo-zachodnich rejonów państwa. Czernichowianie, putywlianie, kromiczanie i komaryczanie za nic nie chcieli złożyć przysięgi Szujskiemu i zaczęli powracać w swoje okolice, roznosząc wieść, że Dymitr wcale nie zginął. I właśnie wczesną jesienią na Siewierszczyźnie wybuchł bunt, na czele którego stanął zubożały szlachcic Iwan Bołotnikow: wiele wskazuje, że w czasie powrotu z Węgier, gdzie walczył z Turkami, zatrzymał się w Samborze, gdzie poznał człowieka, który podawał się za znowu cudownie ocalonego cara Dymitra. W rzeczywistości był to Iwan Mołczanow, szlachcic z dworu carskiego Samozwańca.
Po powrocie na Siewierszczyznę Bołotnikow zaczął podporządkowywać sobie administrację carską i zbierać siły do pochodu na Moskwę. Na razie powstańcy wybrali sobie za patrona innego samozwańca – Piotra „Pietruszkę” Fiedorowicza, który podawał się za syna cara Fiodora Iwanowicza. Bunt się rozrastał i objął całe południe europejskiej części Rosji. W grudniu 1606 roku armia Błotnikowa i „Pietruszki” doszła pod Moskwę, jednak w decydującym starciu poniosła klęskę. Wodzowie powstańców schronili się w Tule, która po długotrwałym oblężeniu – w październiku 1607 roku – skapitulowała przed wojskami carskimi. Część powstańców, aby ocalić życie, wydała Błotnikowa i „Pietruszkę”. To nie był koniec parady samozwańców.
Jeszcze w czerwcu 1607 roku w Starodubie Siewierskim pojawił się kolejny samozwaniec. Powiadał, że jest carem Dymitrem i w czasie zamieszek udało mu się zbiec z Moskwy. Prawdopodobnie był to nauczyciel ze Szałowa lub Mohylewa, niewykluczone też, że krótko służył u kapłana prawosławnego. Jednak o ile zamordowany w Moskwie Samozwaniec był człowiekiem inteligentnym, z dobrymi manierami, o tyle ten był jego zaprzeczeniem. Mało też kto uwierzył w jego historyjkę. Przykład z brzegu: rotmistrz Mikołaj Marchocki tak opisuje wątpliwości polskich najemników i osobliwą reakcję na nie Samozwańca: „Przyjechał tedy do nas koniu bogato ubranym, i na samym szaty złotogłowowe. Przyjechało z nim kilkanaście bojar. Przyszło z nim przy koniu kilkanaście piechoty. Skoro wjechał w koło, gdy się w kole uczynił jakiś szmer, on mniemając – tak rozumiem – że się pytają, jeśli to ten car, zawołał z fukiem: „Cytte (cichajcie) skurwysynowie, kotory niecnota, kto przyjechał? Moskitin przyjechał”. Jednak Maryna Mniszech nieco później – po wypuszczeniu z niewoli – wskrzesiła w tym chamie nieżyjącego męża.
Kres obozu w Tuszynie
Tak czy inaczej awanturę z drugim Samozwańcem zaplanowano staranniej niż poprzednio: już w 1607 roku pod sztandarem Dymitra, prócz garnącej się tłumnie moskiewskiej szlachty z pogranicza, zgromadziły się silne oddziały z Rzeczpospolitej: pułki Józefa Budziłły, Samuela Tyszkiewicza, Romana Różyńskiego, Jana Piotra Sapiehy, Aleksandra Zborowskiego.
W lipcu 1608 roku wojska samozwańca założyły obóz w podmoskiewskim Tuszynie i obległy stolicę. Dla Szujskiego ostatnią deską ratunku był sojusz ze Szwecją: w 1609 zawarł z Karolem IX Sudermańskim układ, w którym zobowiązał się w zamian za pomoc przeciw moskiewskiemu uzurpatorowi udzielić mu wsparcia w wojnie z Rzeczpospolitą o Inflanty. Wobec takiego obrotu sprawy Zygmuntowi III pozostało tylko kontratakować. We wrześniu 1609 roku armia królewska zaatakowała Smoleńsk.