Arystokratyczna rodzina uwierzyła, że istnieje spisek na jej życie. Przez lata żyła zamknięta w swej posiadłości. Majątek przejął oszust, który manipulował trzypokoleniową rodziną de Védrines składającą się z 11 osób, począwszy od ponaddziewięćdziesięcioletniej babki, a skończywszy na dorosłych już wnukach.
Na ławie oskarżonych zasiada 47-letni Thierry Tilly – „Leonardo da Vinci oszustw", jak określa go adwokat pokrzywdzonych. Nawet na sali sądowej nie zrezygnował z przekonywania, że pochodzi z rodziny Habsburgów i ma rozległe koneksje.
Kiedy poznał rodzinę de Védrines, była to zamożna rodzina protestancka, od wieków posiadająca château w Monflanquin, w okolicach Bordeaux. Wszyscy de Védrines byli wykształceni i ich status społeczny był wysoki, także z powodu osiąganych dochodów.
To Ghislaine de Védrines, posiadająca w Paryżu szkołę dla sekretarek, poznała Thierry'ego Tilly'ego. Wkrótce przedstawiła go innym członkom rodziny, na których zrobił doskonałe wrażenie. Tilly przedstawiał się jako prezes zarejestrowanej w Kanadzie fundacji charytatywnej. Ale po jakimś czasie ujawnił, że jest „agentem specjalnym pracującym dla NATO". Zdołał ich także przekonać, że istnieje spisek masonów i różokrzyżowców, który ma zniszczyć rodziny takie jak ich.
Członkowie rodziny de Védrines zamienili swoje XVI-wieczne château w twierdzę – zainstalowali najnowocześniejsze kamery i systemy ostrzegawcze. Schronili się w niej i porzucili swoje dotychczasowe życie. Brat Ghislaine w jeden weekend zlikwidował swój gabinet dobrze prosperującego ginekologa i przyjechał do Monflanquin. Sceptycznego wobec Thierry'ego Tilly'ego męża Ghislaine, dziennikarza, pozbyto się już wcześniej – rodzina oskarżyła go, że należy do spisku i wyrzuciła na bruk.