No właśnie. Tydzień temu Komisja Europejska nie była skłonna zaakceptować pakietu oszczędnościowego Węgier. Ile w tym ekonomii, a ile motywacji politycznej?
– Są fakty takie jak to, że od początku członkostwa w UE mieliśmy nadmierny deficyt, a Bruksela nieufnie podchodzi do naszych danych. Weźmy jednak planowanie budżetu na bardzo trudny rok 2013. Przedstawiliśmy już dwa pakiety korygujące na łączną sumę 764 mld forintów, czyli ok. 2,6 proc. PKB. Pierwszy pakiet KE oceniła negatywnie, przedstawiliśmy więc kolejny. I znów słyszymy, że coś jest nie tak. Czy jest w tym motywacja polityczna? Niech każdy sam to oceni. My uznajemy, że z pułapki zadłużenia musimy się wydobyć i dostosujemy się do wymogów UE. Rozbieżności między nami a Komisją Europejską istnieją, podobnie jak w wypadku innych państw.
– Ale Portugalii czy Hiszpanii Komisja nie grozi karami za nadmierny deficyt.
– Nie mam pretensji o to, że Komisja Europejska wykazuje elastyczność w jednych sytuacjach, a surowość w innych, bo przecież celem nadrzędnym jest zachowanie stabilności całej konstrukcji europejskiej. Jednak muszę próbować bronić naszych interesów, kiedy czuję, że stosowane są podwójne standardy. Zresztą surowe potraktowanie nas musiało mieć swoje konsekwencje. Kiedy w 2010 r. nie zezwolo-no nam na przejściowe przekroczenie deficytu, to siłą rzeczy musieliśmy wykonać posunięcia, za które później nas krytykowano, takie jak wprowadzenie podatku bankowego i innych podatków kryzysowych.
A może Węgry są karane za demonstrowanie odrębności i postaw niezgodnych z dominującym dziś modelem europejskiej poprawności?
– Nie jest moim zadaniem określanie, na ile na poziomie europejskim działają czynniki subiektywne, jednak niewątpliwie Węgry są dziś przypadkiem szczególnym. Wobec Węgier istnieje antypatia, po pierwsze, na tle ideologicznym, po drugie, z powodów gospodarczych. Względy ideologiczne wpisują się w podziały europejskie. Są tacy, którym nie podoba się, że w konstytucji przywołujemy pojęcie rodziny albo irytuje ich cytowanie hymnu, w którym jest odwołanie do Boga. Innym z kolei właśnie to się podoba, mówią: „tak trzeba, my też tego chcemy". Ja stoję na stanowisku, że nie powinniśmy rezygnować z ważnych dla nas wartości i nadal powinniśmy dążyć do realizowania naszych celów.