Sąd w Marsylii uznał, że 57-letnia dr Danièle Canarelli powinna ponieść odpowiedzialność za błędne zdiagnozowanie pacjenta. Wkrótce po kolejnej wizycie u psychiatry mężczyzna zabił ciosami siekiery przyjaciela swojej babki i został uznany za niepoczytalnego.
Ten proces zbulwersował środowisko medyczne, które protestuje przeciwko skazaniu lekarki na rok więzienia w zawieszeniu. Psychiatrzy francuscy, którzy demonstrowali przed gmachem sądu z transparentami „Ten proces to mój proces”, twierdzą, że wyrok to atak na całą psychiatrię.
Morderca, 47-letni Joël Gaillard, przez kilka lat dopuszczał się aktów gwałtownej agresji. Ośmiu specjalistów uznało, że jest chory na schizofrenię paranoidalną i niepoczytalny. Po każdym przestępstwie był kierowany przez sąd na hospitalizację psychiatryczną. Trafiał do szpitala Édouard-Toulouse w Marsylii. Jego lekarką została właśnie Canarelli. Uznała, że Gaillard nie wymaga leczenia, i za każdym razem wypuszczała go na wolność. Taka historia powtórzyła się aż pięć razy w ciągu czterech lat. Gaillard był coraz bardziej agresywny, sąd kolejny raz wysyłał go do szpitala, lecz dr Canarelli twierdziła uparcie, że nie wykazuje on objawów choroby psychicznej i nie stwarza zagrożenia dla otoczenia. Kiedy Gaillard krótko przebywał w szpitalu, mógł swobodnie korzystać z przepustek i wychodzić na wolność.
– Gaillard negował swoją chorobę. Taki sam mechanizm negacji zaistniał w wypadku dr Canarelli – twierdzi ekspert sądowy, cytowany przez „Le Figaro”.
Nawet na ławie sądowej lekarka uparcie twierdziła, że nie ma sobie nic do zarzucenia, a pacjent „był prawdziwą zagadką” i nie wykazywał symptomów choroby psychicznej.
Wspiera ją korporacja psychiatrów szpitalnych i inne stowarzyszenia medyczne. Argumentem na rzecz dr Canarelli wysuwanym przez psychiatrów jest stwierdzenie, że „psychiatria nie jest nauką ścisłą” i nie można z dużą pewnością przewidzieć, jak będzie się zachowywał pacjent w przyszłości.