Korespondencja z Brukseli
Ostatni czwartek, 24 stycznia, to historyczny dzień dla społeczności żydowskiej w Belgii. Prawie 70 lat po zakończeniu II wojny światowej Senat jednomyślnie w specjalnej uchwale oświadczył, że belgijskie władze brały udział w deportacji Żydów.
Wszyscy czy niektórzy
Do końca trwały przetargi polityczne o jeden drobiazg językowy: jak zapisać władze belgijskie? Czy „des autorites belges", czy raczej „d'autorites belges"? W pisowni różnica minimalna, ale znaczenie fundamentalne. Ta pierwsza wersja bliższa jest określeniu „władze belgijskie", czyli w praktyce cały aparat państwa. Ta druga miałaby oznaczać „niektóre władze belgijskie", w praktyce nie wszystkie.
Pierwsza wersja była oryginalnie zaproponowana przez Philippe'a Mohoux, szefa grupy socjalistów. Poprawkę zgłosił natomiast Francis Delperee, lider chadeków w Senacie. Różnica zdań odzwierciedla spuściznę polityczną, choć podział opinii wydaje się paradoksalny. Bo jeśli jakieś władze nie wykonywały poleceń nazistowskiego okupanta, to byli to burmistrzowie lewicowi, poprzednicy dzisiejszej Partii Socjalistycznej. Natomiast tam, gdzie rządziła Partia Katolicka, której spadkobiercami są ugrupowania chadeckie, los Żydów był przesądzony. Ostatecznie jednak, po protestach środowisk żydowskich, została zaakceptowana wersja oryginalna.
Rezolucja Senatu to efekt monumentalnego raportu naukowego przygotowanego na zlecenie senatorów w 2007 roku. Musiało jednak minąć kolejne pięć lat, żeby bezsporne ustalenia badaczy stały się podstawą oficjalnej deklaracji władz. Już sama nazwa raportu mówi wiele o jego zawartości: „Uległa Belgia". Dzieło wydał CEGES/SOMA – odpowiednik polskiego IPN, niezależny instytut historyczny zajmujący się wojnami i konfliktami XX wieku.