Trudne wyznanie winy

Władze Belgii miały swój udział w Holokauście. Dziś po raz pierwszy przyznają to oficjalnie

Publikacja: 26.01.2013 10:00

Elity belgijskie zakładały, że Hitler wygra wojnę. Byli też Belgowie z oddaniem z nim współpracujący

Elity belgijskie zakładały, że Hitler wygra wojnę. Byli też Belgowie z oddaniem z nim współpracujący, jak np. Léon Degrelle, dowódca ochotniczej dywizji SS Wallonien

Foto: AFP

Korespondencja z Brukseli

Ostatni czwartek, 24 stycznia, to historyczny dzień dla społeczności żydowskiej w Belgii. Prawie 70 lat po zakończeniu II wojny światowej Senat jednomyślnie w specjalnej uchwale oświadczył, że belgijskie władze brały udział w deportacji Żydów.

Wszyscy czy niektórzy

Do końca trwały przetargi polityczne o jeden drobiazg językowy: jak zapisać władze belgijskie? Czy „des autorites belges", czy raczej „d'autorites belges"? W pisowni różnica minimalna, ale znaczenie fundamentalne. Ta pierwsza wersja bliższa jest określeniu „władze belgijskie", czyli w praktyce cały aparat państwa. Ta druga miałaby oznaczać „niektóre władze belgijskie", w praktyce nie wszystkie.

Pierwsza wersja była oryginalnie zaproponowana przez Philippe'a Mohoux, szefa grupy socjalistów. Poprawkę zgłosił natomiast Francis Delperee, lider chadeków w Senacie. Różnica zdań odzwierciedla spuściznę polityczną, choć podział opinii wydaje się paradoksalny. Bo jeśli jakieś władze nie wykonywały poleceń nazistowskiego okupanta, to byli to burmistrzowie lewicowi, poprzednicy dzisiejszej Partii Socjalistycznej. Natomiast tam, gdzie rządziła Partia Katolicka, której spadkobiercami są ugrupowania chadeckie, los Żydów był przesądzony. Ostatecznie jednak, po protestach środowisk żydowskich, została zaakceptowana wersja oryginalna.

Rezolucja Senatu to efekt monumentalnego raportu naukowego przygotowanego na zlecenie senatorów w 2007 roku. Musiało jednak minąć kolejne pięć lat, żeby bezsporne ustalenia badaczy stały się podstawą oficjalnej deklaracji władz. Już sama nazwa raportu mówi wiele o jego zawartości: „Uległa Belgia". Dzieło wydał CEGES/SOMA – odpowiednik polskiego IPN, niezależny instytut historyczny zajmujący się wojnami i konfliktami XX wieku.

Ponad 1100 stron autorstwa czterech naukowców: dwóch flamandzkich i dwóch francuskojęzycznych – założony z góry parytet, który miał służyć maksymalnej obiektywności badań i nie dawać pretekstu do posądzeń o wybielanie czy oskarżanie jednej lub drugiej społeczności językowej.  Z szacunku dla tej wrażliwości, tak ważnej w rozliczeniach historycznych, umawiam się z przedstawicielami obu grup.

Frank Seberechts zajmuje się teraz badaniami nad flamandzkim nacjonalizmem w Antwerpii. Zaprasza mnie jednak na spotkanie do siedziby swojego byłego pracodawcy, czyli CEGES/SOMA w Brukseli. Już sam wygląd i położenie budynku wiele mówią o Belgii. Dwa kroki od Dworca Południowego, gdzie zatrzymują się superszybkie pociągi do Paryża, Londynu i Amsterdamu, co daje Brukseli miano europejskiego centrum. W środku dzielnicy Anderlecht, niegdyś zamieszkanej przez belgijską klasę robotniczą, dziś zdominowanej przez imigrantów z Afryki Północnej i Turcji.

Po wejściu do środka uderza piękno dekoracji w stylu art deco. Imponujące, stylowo wykończone wnętrza przypominają świetność Belgii – w każdym pokoju boazeria z drzewa egzotycznego sprowadzonego z kolonialnych plantacji w Kongu. Zresztą i ten trudny fragment przeszłości kraju jest przedmiotem badań w CEGES/SOMA.

50 tysięcy Żydów

Holokaust nigdy nie należał do najbardziej kontrowersyjnych tematów w Belgii. Żydów było tam stosunkowo niewielu, około 50 tysięcy w chwili agresji Niemiec hitlerowskich 10 maja 1940 roku. Znaczna ich część nie była tam zakorzeniona, przybyli w latach 30., uciekając przed prześladowaniami w Niemczech i Austrii, ale także przed antysemityzmem polskim. Belgowie nie mieli więc sąsiadów, których zniknięcie ktoś mógłby zauważyć.

– Mój tata miał może sześć–siedem lat, gdy zobaczył kolejki Żydów na stacji kolejowej Berchem w Antwerpii – opowiada Seberechts. Niemcy wpychali ich do pociągów, które – dziś to wiemy – jechały do koszar Dossin w Mechelen. W latach 1942–1944 z tego obozu przejściowego wysłano do Auschwitz 25 tysięcy 484 Żydów.

Mały chłopiec, przyszły ojciec historyka, zapamiętał jednak wtedy komentarze przechodniów, którzy mówili, że Żydzi jadą na roboty do Europy Wschodniej. Po wojnie odbyło się wiele procesów oskarżonych o kolaborację, przeprowadzono 200 egzekucji, ale w żadnym z tych przypadków nie chodziło o pomoc w deportacji Żydów.

Głośniej o rozliczeniach z Holokaustem zaczęto mówić dopiero wtedy, gdy za grzechy rządu Vichy przepraszał Żydów francuski prezydent Jacques Chirac. – Zawsze byliśmy trochę zapatrzeni we Francję – mówi drugi z moich rozmówców Emmanuel Debruyne, współautor kluczowego raportu, dziś historyk na katolickim uniwersytecie w Louvain-la-Neuve. Pójście za przykładem Francji zajęło 18 lat.

Wydarzenia z okresu II wojny światowej nie były tajemnicą, ale dopiero raport „Uległa Belgia" zebrał w jednym miejscu wszystkie dostępne dokumenty i świadectwa tamtych lat. Ustalił, że bez udziału belgijskich władz wywózka Żydów do Auschwitz byłaby znacząco utrudniona. Belgowie pomagali z różnych powodów. Częściowo – głównie środowiska narodowe i katolickie powodowane antysemityzmem lub niechęcią do nielegalnych imigrantów. Nielegalnych, bo rząd Belgii nie chciał przed wojną uznać, że niemieccy naziści prześladują Żydów, nie przyznawał im więc statusu uchodźców.

Wielu kolaborowało z osobistego oportunizmu – chcieli robić kariery i nie kontestowali poleceń niemieckiego okupanta. Ale kluczową przyczyną był oportunizm systemowy. – Przekonanie belgijskich elit, w tym króla Leopolda, że Niemcy wygrają wojnę i przetrwanie Belgii w mniej lub bardziej samodzielnej formie wymaga  współpracy z okupantem – mówi Seberechts.

Prawa z 1940 r.

Żydzi przed wojną nie byli w Belgii dyskryminowani. Pierwsze rasistowskie prawa wprowadzili Niemcy w 1940 roku. Zakazywały one Żydom pracy w środowisku nieżydowskim. – Mogli więc prowadzić sklepy czy warsztaty, ale tylko dla swojej społeczności – wyjaśnia Seberechts.

Belgijskie władze próbowały jeszcze zachować pozory i specjalna Rada Legislacyjna orzekła, że to niezgodne z konstytucją. W praktyce jednak sekretarze generalni, czyli ministrowie, zlecali podległym im służbom wykonywanie tych przepisów. A więc rejestrowanie Żydów, pozbawianie ich pracy, majątku, nakazywanie noszenia gwiazdy Dawida. To wszystko było wstępem do ich deportacji, w której też pomagały lokalne władze i policja.

Nie wszędzie los Żydów był taki sam. Niemcy nakazali ich zgromadzenie w czterech miastach: flamandzkiej Antwerpii, walońskich Liege i Charleroi oraz formalnie dwujęzycznej, ale w praktyce frankofońskiej Brukseli. Ze względu na wielkość populacji należy porównywać pierwsze i ostatnie miasto z tej grupy. I wtedy jasne się staje, że żydowscy mieszkańcy Antwerpii mieli znacznie mniejsze szanse na przeżycie wojny.

Przyczyny były dwojakie: administracyjne i polityczne. Antwerpia, w przeciwieństwie do Brukseli, była jedną centralnie zarządzaną gminą, gdzie nazistom łatwo było egzekwować od lokalnych władz wykonywania ich zaleceń. Tym bardziej że burmistrzem był przedstawiciel Partii Katolickiej Leo Delwaide. Tymczasem w Brukseli podzielonej na kilkanaście gmin, w których zresztą część była kierowana przez polityków lewicy, porządek było zaprowadzić trudniej.

– Warto jednak zauważyć, że przed wojną i Bruksela, i Antwerpia były tak samo zdecentralizowane – przypomina Emmanuel Debruyne. To niemiecki okupant zarządził ich scalenie, przy czym lokalni politycy w Antwerpii wyrazili zgodę, a w Brukseli – nie. Jednak raport nie interpretuje tych wydarzeń jako dowodu na większą uległość Flamandów. Ogranicza się do opisu faktów.

Raport CEGES/SOMA to  świadectwo grzechów belgijskich władz.

Bezstronnie czy nie?

– Takie dostaliśmy zadanie: zbadać kolaborację i udział w deportacji Żydów – mówią mi obaj historycy. Przyznają, że po ukazaniu się dokumentu pojawiły się głosy zarzucające jednostronność i omijanie przypadków pomocy Żydom.

– Nie to było naszym zadaniem – mówi Seberechts. Ale w debacie trzeba pamiętać, że do Auschwitz wywieziono tylko połowę Żydów belgijskich. Ktoś tę drugą połowę ukrył lub świadomie nie pomógł w jej odnalezieniu i aresztowaniu.

Jak burmistrz centralnej gminy brukselskiej, który odmówił wprowadzenia nakazu noszenia gwiazdy Dawida. Jak policja antwerpska, której przedstawiciele ostrzegli żydowskie domy przed planowaną na następny dzień niemiecką akcją. Jak notariusze belgijscy, którzy odmówili przeprowadzenia akcji pozbawienia Żydów ich majątku.  – Bo własność to rzecz święta, fundament naszego państwa – tłumaczy mi Debruyne.

Po głosowaniu w Senacie Belgia potwierdziła też, że fundamentem państwa jest demokracja i poszanowanie prawa. Nie było to tak oczywiste 70 lat temu.

Korespondencja z Brukseli

Ostatni czwartek, 24 stycznia, to historyczny dzień dla społeczności żydowskiej w Belgii. Prawie 70 lat po zakończeniu II wojny światowej Senat jednomyślnie w specjalnej uchwale oświadczył, że belgijskie władze brały udział w deportacji Żydów.

Pozostało 97% artykułu
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1022
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1021
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1020
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1019
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1017