Ręka Boga, ręce zła

Plan zabicia Jana Pawła II był uzgodniony przez zamachowca z agentem sowieckiego wywiadu

Publikacja: 18.05.2013 01:01

Mehmet Ali Agcza podczas procesu

Mehmet Ali Agcza podczas procesu

Foto: EAST NEWS

Red

Artykuł pochodzi z archiwum miesięcznika "Uważam Rze Historia"

Nie jest to książka nowa, mimo to warto ją polecić, gdyż jej wydanie przeszło w Polsce niemal bez echa. A przecież mówi o rzeczach ważnych i szerzej nieznanych. Rzecz dotyczy, o dziwo, zamachu na Jana Pawła II, dokonanego 13 maja 1981, którego kolejna rocznica właśnie mija.

Wydaje się, że wiemy o nim bardzo wiele. Wiemy, że do papieża strzelał turecki skrajnie prawicowy terrorysta Mehmet Ali Agcza (Agca), wcześniej skazany w swej ojczyźnie za zamordowanie dziennikarza. Wiemy, że w organizacji zamachu bezpośredniemu sprawcy pomagali jego rodacy oraz agenci bułgarskich służb specjalnych działający w Rzymie pod przykryciem dyplomatów i przedstawicieli linii lotniczych. Znamy ich personalia. Znamy przebieg wydarzeń na placu Świętego Piotra bezpośrednio po zamachu zakończonych ujęciem Agczy. Znamy jego wciąż zmieniane wyjaśnienia, w których oscylował między rzeczowym opisem wydarzeń a bredniami o swoim rzekomym mesjańskim posłannictwie. Wiemy, jaka była reakcja świata na dramatyczne wypadki w Watykanie. No i wiemy, jak zamach na swoje życie potraktował sam Jana Paweł II, który nie wydawał się specjalnie zainteresowany szczegółami spisku, widział natomiast rzecz całą w Bożej perspektywie, a człowiekowi, który chciał go zabić, przebaczył.

O okolicznościach zamachu przez lata informowały tysiące dziennikarzy z całego świata. Podawano fakty ważne i nieistotne, a także wątpliwe i zmyślone. Pisali liczni papiescy biografowie oraz badacze politycznych spisków. Wydano niemało książek – od rzetelnych dociekań po ewidentne dezinformacje. Czy w tej sytuacji można się spodziewać, że z jakiejś publikacji dowiemy się na temat zamachu z 13 maja czegoś naprawdę nowego?

A jednak taka pozycja ukazała się na naszym rynku: to spory tom „Papież musiał zginąć. Wyjaśnienia Ali Agcy", wydany wspólnie przez katowicki oddział IPN i tamtejszy tygodnik „Gość Niedzielny". Dziwnym trafem nikt dotąd nie pomyślał o jej zrecenzowaniu. Jedynie „Rzeczpospolita" piórem Ewy Czaczkowskiej krótko odnotowała tę publikację. Tymczasem książka ta warta jest drobiazgowej analizy.

Główną jej treścią jest obszerny wybór oficjalnych zeznań zamachowca opatrzony wstępem Andrzeja Grajewskiego, współredaktora całości obok prokuratora z IPN Michała Skwary. Książkę warto czytać po kolei, gdyż rzeczony wstęp stanowi znakomite podsumowanie tego, co wiemy o usiłowaniu zamordowania papieża.

A wiemy znacznie więcej, niż się powszechnie uważa. Na szczególną uwagę zasługują fragmenty, które pokazują, dlaczego wiedza ta nie przeniknęła do szerszej świadomości.

W pierwszej kolejności wymienić tu należy udział służb sowieckich w zamachu na Jana Pawła II. Nikt, kto ma choćby elementarną wiedzę o funkcjonowaniu bloku sowieckiego i jego służb specjalnych, nie może mieć wątpliwości: Bułgarzy nie mogli działać inaczej niż na sowieckie zlecenie. Służby w skali bloku tworzyły całość i nawet jeśli jej krajowe ekspozytury dysponowały pewną autonomią, to jednak jest niewyobrażalne, by bezpieka jakiegokolwiek kraju komunistycznego na własną rękę podjęła się działań mających wywołać skutki w skali światowej. Wystarczy przeczytać zamieszczone w książce zeznania Agczy, by się dowiedzieć, że początkiem jego zbrodniczej misji było spotkanie w Teheranie z wysokim funkcjonariuszem sowieckiego wywiadu. Wprawdzie nie zlecił on mu wprost zamachu na papieża (rozmawiali o innych zbrodniczych planach), jednak – jak przekonująco wykazuje Grajewski – bezpośrednio po tym spotkaniu Turkiem zajęli się Bułgarzy. Ci zaprosili go do Sofii, gdzie otrzymał zlecenie zamordowania Jana Pawła II.

Znamy personalia owego funkcjonariusza – nazywał się Władimir Kuziczkin i był bliskim współpracownikiem Jurija Andropowa, szefa KGB i późniejszego przywódcy ZSRS. Co prawda nie mamy potwierdzenia teherańskiego spotkania z innych źródeł, jednak – jak przekonująco wykazuje Grajewski – opowieść Agczy zgadza się w szczegółach z tym, co wiemy skądinąd o działaniach tajnych służb sowieckich. Zgadza się nawet piętro, na którym w Ambasadzie ZSRS w Teheranie rezydowali kagiebiści. Dodajmy, że Kuziczkin w 1982 r. zbiegł stamtąd do teherańskiej rezydentury brytyjskiego wywiadu. W swoich wspomnieniach, wydanych także po polsku, dziwnie zapomniał napisać o spotkaniu z Agczą.

Z lektury tych zeznań można wnioskować, że zachodnie służby wiedzą dużo o kulisach zamachu. Kuziczkin, zapewne jedyny żywy dowód udziału Związku Sowieckiego w spisku na życie Jana Pawła II, uznał zapewne, że pozostając w KGB, naraża się na ryzyko jakiegoś nieszczęśliwego wypadku.

Znaczące jest, że dociekliwi skądinąd włoscy sędziowie jakoś nie drążą tego wątku. Trudno nie zgodzić się z Grajewskim, że zachodnim służbom – jak i całemu Zachodowi – niespecjalnie zależy na dokładnym wyjaśnieniu roli Związku Sowieckiego w próbie zamachu na papieża. Owszem, pośrednich związków nie dało się ukryć, odkąd Agcza wydał swych bułgarskich wspólników, ale po co wchodzić w szczegóły? Zwłaszcza gdy władzę w Sowietach objął przełożony Kuziczkina Jurij Andropow.

Szczególnie uderzające jest to w przypadku wątku zamachu na Lecha Wałęsę. W zamieszczonych w książce zeznaniach turecki terrorysta szczegółowo opisuje, jak podczas wizyty delegacji „Solidarności" w Rzymie (styczeń 1981 r.) jeździł po mieście, szukając dogodnego miejsca do mordu. Towarzyszyli mu trzej Bułgarzy: dwaj z nich to znani z zamachu na Jana Pawła II Siergiej Antonow i Żelio Wasilew, trzeci, Iwan Donczew, w zeznaniach Agczy pojawia się tylko ten jeden raz. Dziś wiemy, że był on oficerem prowadzącym Luigiego Scricciolo, włoskiego związkowca, który organizował pobyt delegacji „S" w Rzymie, i jednocześnie agenta bułgarskich służb specjalnych. Bułgarzy mówili Agczy, że plan pobytu polskiej delegacji znają od pewnego włoskiego związkowca. Ostatecznie do zamachu nie doszło – z niezbyt jasnych powodów.

Co robi z tą wiedzą znany z dociekliwości sędzia Ilario Martella prowadzący śledztwo w sprawie zamachu na papieża? Zamiast zainteresować się nieznanym wątkiem, beszta terrorystę, przykazując mu, by przestał... fałszywie oskarżać siebie i innych. Tę delikatną sugestię Turek oczywiście chwyta w lot i wszystko odwołuje.

Przy odtwarzaniu przebiegu zamachu uderza też zatrzymanie się śledczych na osobie Agczy. Papieża trafiły trzy pociski. Dwa pochodziły z pistoletu schwytanego terrorysty. Trzeci, który dziś znajduje się w Fatimie, nie został nawet poddany badaniom balistycznym! A jest on najprawdopodobniej innego kalibru. Wynikałoby z tego, że Oral Czelik (Celik), najbliższy współpracownik i przyjaciel Agczy, do papieża nie tylko strzelał – on go również trafił. Jednak również w tym punkcie włoski wymiar sprawiedliwości pozostał ślepy. Mimo że zorganizowany spisek na życie Jana Pawła II jest udowodnionym faktem, w świadomości konsumentów mediów utrwalano obraz Agczy jako samotnego fanatyka.

Ciekawym wątkiem zeznań tureckiego terrorysty jest „międzynarodówka zła", która odgrywała istotną rolę w przygotowaniu zamachu. Dzięki dociekliwości włoskich sędziów śledczych możemy odtworzyć organizację zbrodni praktycznie dzień po dniu. Agczę podawano sobie niemal z rąk do rąk: zawsze mógł liczyć na nocleg (choć niekoniecznie luksusowy) oraz finanse na „drobne wydatki". Przestępcy kryminalni działali tu wespół z funkcjonariuszami i agentami komunistycznych służb specjalnych, a także z terrorystami. Agcza przekonująco charakteryzuje wspólnotę interesów ekstremistów z lewa i z prawa, jednakowo zainteresowanych podkopywaniem fundamentów demokracji.

Nie sposób nie zatrzymać się nad postacią głównego bohatera. Łączy on w sobie błyskotliwą inteligencję i całkowity brak skrupułów. O swych zbrodniczych działaniach opowiada chłodno i rzeczowo, jak o pracy, którą wykonywał tak rzetelnie, jak umiał. Jego zeznania – te cytowane i te, które streszcza we wstępie Andrzej Grajewski – to majstersztyk dezinformacji. Jak wiadomo, profesjonalne wprowadzanie w błąd nie polega na mnożeniu kłamstw: nikt by nie uwierzył w tak prymitywny fałsz. Ta złowroga sztuka to umiejętne mieszanie informacji prawdziwych, prawdopodobnych i kłamliwych – a wszystko w takich proporcjach, by osiągnąć zamierzony cel. Agcza wydaje się tu mistrzem. Dość powiedzieć, że choć dzięki zeznaniom Turka można z dużym prawdopodobieństwem odtworzyć przebieg wydarzeń, to na podstawie tychże zeznań nie udało się nikogo skazać! Nie wiadomo, czy zamachowiec jest samorodnym talentem w dziedzinie dezinformacji, czy też perfekcyjnie wykorzystał wiedzę uzyskaną w ramach przeszkolenia.

Można się zastanawiać, dlaczego w ogóle zaczął mówić i wydał licznych wspólników. Można sądzić, że potraktował to jako ubezpieczenie na życie. Gdyby nic nie mówił, a potem na przykład wpadł pod ciężarówkę, koszty takiego „wypadku" byłyby minimalne dla jego organizatorów. Zeznając, Agcza znacząco je podwyższył, czyniąc swoje odejście z tego świata nieopłacalnym dla jego sprawców. Turek niejako wskazał palcem, komu mogłoby ewentualnie zależeć na jego śmierci. Gdyby jednak jego zeznania zaprowadziły do więzienia wspólników, a zwłaszcza gdyby wskazał kogoś naprawdę ważnego, ujawniając wprost winę władz któregoś kraju – wtedy mocodawcy mogliby uznać, że mleko i tak się rozlało... Skrócenie życia gadatliwemu mordercy stanowiłoby nauczkę dla jego potencjalnych naśladowców. Zapewne dlatego terrorysta powiedział nie za dużo i nie za mało.

Można się zadumać, skąd komunistyczne służby brały podobnych osobników: błyskotliwie inteligentnych i bez śladu skrupułów. Połączenie podobnych cech reprezentuje chociażby Grzegorz Piotrowski.

Pociecha w tym, że siły zła, mając tak przerażająco skuteczny system rekrutacji, nie są równie skuteczne w realizacji swoich celów. Znakomicie opracowany plan zamachu się nie udaje. Zadziwia szczegółowe odtworzenie pozornie dobrze znanych wydarzeń na placu Świętego Piotra. Gdy Agcza wyszarpnął zza paska pistolet, przybyły z parafianami proboszcz właśnie podawał papieżowi na ręce maleńką dziewczynkę. Nie wiadomo, czy zadziałały tu resztki człowieczeństwa mordercy, czy też chłodna konstatacja, że trudniej będzie celnie razić ofiarę: dość, że terrorysta poczekał ze strzałem, aż Jan Paweł II odda dziecko. Wtedy jednak papamobil ruszył i zaczął się oddalać. Zbrodniarz, zamiast – jak planował – strzelić w głowę papieża, wycelował w tułów, by zwiększyć prawdopodobieństwo trafienia. Pociski przeszły o milimetry od jego życiowo ważnych organów. Nie trzeba chyba dodawać, że trafiony w głowę, nie miałby szans przeżycia. A Agcza to naprawdę znakomity strzelec... Co więcej, prawem paradoksu trafienie pociskami z pistoletu Agczy zapewne uratowało papieżowi życie. Gdyby nie trafił, Czelik z pewnością strzelałby aż do skutku – bo po to tam był. Cel zamachowców był jasny i Agcza go nie ukrywał: Jan Paweł II nie miał prawa wyjść żywy z tego zamachu. A jednak wyszedł.

Zawiódł również plan ucieczki. Nie wiadomo, dlaczego Czelik nie zdetonował granatów hukowych, które miały wywołać panikę wśród pielgrzymów. Do tego tuż obok uciekającego Agczy znalazła się dzielna siostra zakonna Letizia Giudici, która nie zważając na śmiertelne niebezpieczeństwo, pojmała zbrodniarza. Wprawdzie pozostali uczestnicy zamachu zdołali uciec, co utrudniło śledztwo i ułatwiło rozmaite matactwa, jednak wyobraźmy sobie, że Agcza dobiegł do niebieskiej alfy romeo, z Antonowem za kierownicą, i zniknął wraz ze wspólnikami... Czy wtedy dowiedzielibyśmy się czegokolwiek o zamachu? Opisana w książce „Papież musiał zginąć" sekwencja wydarzeń 13 maja 1981 r. daje więc efekt nieoczekiwany: żeby uwierzyć, że były one wynikiem zbiegu okoliczności, trzeba mieć naprawdę mocną wiarę. Ja jej nie mam – i dlatego nie wątpię, że to Bóg, z sobie znanych powodów, dopuścił takie doświadczenie na Jana Pawła II. A także na cały świat.

Nawiasem mówiąc, ten sensacyjny materiał został wydany tylko po polsku. Nikomuinnemu na świecie nie przyszło do głowy opublikowanie tak rewelacyjnych wiadomości.

"Papież musiał zginąć. Wyjaśnienia Ali Agcy"


IPN, Gość Niedzielny, Katowice 2011

Artykuł pochodzi z archiwum miesięcznika "Uważam Rze Historia"

Nie jest to książka nowa, mimo to warto ją polecić, gdyż jej wydanie przeszło w Polsce niemal bez echa. A przecież mówi o rzeczach ważnych i szerzej nieznanych. Rzecz dotyczy, o dziwo, zamachu na Jana Pawła II, dokonanego 13 maja 1981, którego kolejna rocznica właśnie mija.

Pozostało 97% artykułu
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1024
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Świat
Szwajcaria odnowi schrony nuklearne. Już teraz kraj jest wzorem dla innych
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1023
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1022
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1021