Kiedy po perypetiach spowodowanych 12-godzinnym przymusowym postojem w stolicy Austrii, samolot, którym z Moskwy wracał do domu prezydent Evo Morales wylądował na lotnisku El Alto koło La Paz na miejscu czekały już tłumy. Zwolennicy Moralesa witali go jak bohatera narodowego i ofiarę prześladowań „amerykańskiego imperium". Demonstranci obrzucali kamieniami ambasadę Francji w Boliwii, pojawiły się wręcz nawoływania do zamknięcia ambasady USA. O rozważeniu takiego kroku mówił zresztą sam Morales, choć wydaje się to raczej mało prawdopodobne.
Niestety sprawa nie jest jasna ani w sensie dyplomatycznym, ani z punktu widzenia prawa międzynarodowego. Czy podejrzenie, że na pokładzie boliwijskiego falcona 900 znajduje się ścigany przez Waszyngton Edward Snowden, sprawca wycieku informacji o amerykańskich programach podsłuchowych to wystarczający powód, by naruszyć immunitet legalnego przywódcy uznawanego przez cały świat państwa?
Wątpliwości zaczynają nabierać nawet europejscy politycy, którzy de facto zmusili Moralesa do upokarzającej procedury zamykając przed nim przestrzeń powietrzna Francji i Portugalii. wielogodzinny postój i próby zmuszenia go do poddania się rewizji to z pewnością zamach na godność głowy państwa (nawet jeśli jest to nielubiany na Zachodzie marksista i wielbiciel komunistycznej Kuby). Sytuacji nie zmienia fakt, że postój w Wiedniu próbowali łagodzić ambasador Hiszpanii, a w końcu także prezydent Austrii namawiający Moralesa do „czysto formalnej procedury sprawdzenia pasażerów". Niewiele zmieniają też tłumaczenia post factum polityków francuskich i hiszpańskich, że chodzi w zasadzie o mało znaczący incydent.
Ostatecznie nie wiadomo, czy do rewizji w ogóle doszło. Według jednych informacji sprawdzono paszporty osób obecnych na pokładzie, według innych miały wystarczyć zapewnienia Moralesa, że „nigdy nawet nie spotkał się z panem Snowdenem i z całą pewnością nie ma go w samolocie.
Na znak solidarności z prezydentem Moralesem w czwartek zorganizowano naprędce spotkanie przywódców państw Unii Południowoamerykańskiej (UNASUR). W boliwijskiej Cochabambie u boku Moralesa pojawili się prezydenci Argentyny Cristina Fernandez, Wenezueli Nicolas Maduro, Ekwadoru Rafael Correa, Urugwaju Pepe Mujica i i Surinamu Desi Bouterse.