Michaił Gorbaczow nie żyje - tak brzmiał komunikat państwowej agencji RIA Nowosti umieszczony w serwisie niemieckojęzycznym. Już po kilku minutach wiadomość została wycofana.To było w środę po popołudniu. Wystarczyło jednak aby rozeszła się w rosyjskojęzycznym Internecie. Okazało się też wkrótce, że autorami wiadomości są hakerzy.
Do głosu zameldował się dwa dni później sam Gorbaczow, zapewniając, że żyje i ma się dobrze. Dla udokumentowania swych słów zapewniał nawet, że ma ciśnienie krwi 150 na 80 i poziom cukru w normie . Ze swej podmoskiewskiej daczy wybrał się nawet do swego biura w założonej przez siebie fundacji.
Takie oświadczenie nie wstrzymało jednak fali reakcji na wiadomość o śmierci pierwszego i zarazem jedynego prezydenta ZSRR.
Na stronie mail ru. setki obywateli Rosji dało wyraz swemu zadowoleniu ze śmierci znienawidzonego autora pieriestrojki. "Oby się smażył piekle. Niech będzie przeklęty cały jego ród" - takie wpisy należały do względnie łagodnych. Bodajże najczęściej powtarzanym określeniem było słowo "zdrajca". Zdradzić miał ZSRR za "30 srebrników". Ktoś inny pisał ,że dorobił się majątku równie wielkiego jak Roman Abramowicz i zapewnił swym potomkom dostatnie życie na wiele pokoleń.
Takiej eksplozji inwektyw, wściekłości i zwykłego chamstwa można się właściwie było spodziewać. Podobnie było w czerwcu tego roku gdy rozprzestrzeniały się w Rosji pogłoski o śmierci Gorbaczowa. Przed rokiem o jego śmierci informowała z kolei angielskojęzyczna Wikipedia co naturalnie natychmiast dotarło do Rosji.