Nie pomogły telefony prezydenta Wiktora Janukowycza do Władimira Putina i wizyta wysokiego szczebla delegacji ukraińskich polityków. Od dwóch tygodni eksport ukraińskich produktów do Rosji jest zablokowany. Moskwa grozi także wprowadzeniem specjalnych wyższych ceł.
Kreml zaostrzył nawet ton i Siergiej Głazjew, doradca Putina, stwierdził, że „Ukraina zniknie dla Rosji jako podmiot prawa międzynarodowego i przestanie być strategicznym partnerem”. O groźbach militarnych jeszcze wprawdzie nie słychać, ale politycy w Brukseli nie mają wątpliwości: nie chodzi o cła.
Płonne nadzieje
– Rosja wytacza przeciw Ukrainie polityczną broń. Zresztą nie tylko przeciw Ukrainie – stwierdził wczoraj Elmar Brok, szef Komisji Spraw Zagranicznych Parlamentu Europejskiego, wpływowy eurodeputowany niemieckiej CDU. Na wniosek Jacka Saryusz-Wolskiego (PO) Brok zwołał nadzwyczajne posiedzenie swojej komisji. UE musi zająć się tym tematem, bo gra tu rolę pierwszoplanową. Rosja chce ukarać Ukrainę za zbliżenie z Brukselą.
Konkretnie chodzi o planowane podpisanie umowy stowarzyszeniowej UE-Ukraina, która ma połączyć te dwa obszary w strefę wolnego handlu. Umowa była negocjowana od lat, została już ratyfikowana. Ale dopiero teraz wzbudza wściekłość Kremla, bo coraz bardziej realne staje się jej podpisanie i wejście w życie. – Do tej pory Kreml udawał, że nie bierze udziału w tej grze, bo miał nadzieję na fiasko negocjacji – zauważył Marek Siwiec (Europa Plus). A Krzysztof Lisek z PO żartował wręcz, że Putinowi należy się Nobel z medycyny, za to, że otworzył oczy tym, którzy wierzyli jeszcze w jego dobre intencje.
Zachowanie Moskwy wyraźnie świadczy o tym, że boi się ona Partnerstwa Wschodniego. – To przez Partnerstwo Wschodnie UE i Rosja znalazły się teraz na kursie kolizyjnym – uważa Jacek Saryusz-Wolski.