Jutro premier Enrico Letta ma się zwrócić do parlamentu Włoch o wotum zaufania dla swego gabinetu.
Kryzys wywołało żądanie Berlusconiego, by pięciu ministrów należących do jego centroprawicowej partii wycofało się z koalicyjnego rządu. Jutro partia miała głosować za odwołaniem gabinetu.
Wiele wskazuje, że Lud Wolności – zwykle zdyscyplinowany i lojalny wobec Berlusconiego – tym razem nie zastosuje się do żądań przywódcy. Sekretarz partii Angelino Alfano, uważany dotąd za jednego z najbardziej lojalnych współpracowników byłego premiera, niespodziewanie wezwał wczoraj członków ugrupowania, by poparli premiera Enrico Lettę. Również inny wpływowy członek partii Fabrizio Cicchitto oświadczył, że „doprowadzenie do upadku rządu byłoby poważnym błędem".
Berlusconi ogłosił, że wycofuje swych ministrów z rządu i chce jak najszybszego rozpisania przedterminowych wyborów, bo jego ugrupowanie nie może popierać gabinetu, który podnosi podatki. - Wszystkie sondaże wskazują, że wygramy wybory – mówił w niedzielę w telefonicznym przesłaniu do swych zwolenników zebranych na wiecu w Neapolu.
Enrico Letta twierdzi jednak, że powody kierujące Berlusconim są całkiem inne, a sprawa podatków to tylko pretekst. Wedle coraz większej rzeszy polityków – także z Ludu Wolności - Berlusconi wywołał poważny kryzys rządowy, by nie dopuścić do podjęcia decyzji o wygaśnięciu jego mandatu senatora w rezultacie prawomocnego wyroku czterech lat więzienia, jaki otrzymał za oszustwa podatkowe.