Dla zwolenników nowego państwa czasu pozostało niewiele. Na jedenaście miesięcy przed referendum, które może zakończyć 300-letni żywot Zjednoczonego Królestwa, zaledwie 25 proc. mieszkańców prowincji opowiada się za niepodległością. Znacznie więcej, bo 44 proc., chce pozostać obywatelami Zjednoczonego Królestwa, a 31 proc. nie ma w tej sprawie zdania.
Co gorsza, dla szkockich nacjonalistów odsetek zwolenników secesji od wielu miesięcy się nie zmienia.
– Wygląda na to, że pokerowa zagrywka premiera Davida Camerona, który zgodził się na referendum, aby raz na zawsze przesądzić o statusie Szkocji, przynosi efekty – mówi „Daily Telegraph" James Crawford, politolog z Uniwersytetu w Cambridge.
Alex Salmond, premier Szkocji i lider Szkockiej Partii Narodowej (SNP), ma jednak pomysł, jak to zmienić. W miniony weekend przedstawił wizję niepodległego kraju, której sednem jest zerwanie z prowadzoną o trzech lat przez rząd w Londynie polityką drastycznych oszczędności budżetowych.
I tak pensja minimalna, która od 10 lat realnie traci na wartości w Zjednoczonym Królestwie, ma zostać nie tylko zasadniczo podniesiona, ale później regularnie dostosowywana do inflacji. Nowy szkocki rząd miałby wstrzymać zwolnienia w administracji i cięcia w kluczowych resortach jak edukacja, zdrowie i bezpieczeństwo publiczne. Na większe świadczenia mogliby liczyć emeryci.