Rewolucja nastolatków

Za polityków, którzy zapomnieli o reformach w czasie prosperity, rachunek płaci przegrane pokolenie.

Publikacja: 02.11.2013 11:00

Do protestu nauczycieli (na zdjęciu w Rio de Janeiro) domagających się podwyżek w dniu ich święta do

Do protestu nauczycieli (na zdjęciu w Rio de Janeiro) domagających się podwyżek w dniu ich święta dołączyły inne grupy niezadowolonych Brazylijczyków

Foto: AP

Choć do karnawału jeszcze daleko, wychodzą na ulice poprzebierani. Zamiast głośnej muzyki są antyrządowe hasła. Zamiast zabawy i tańca uliczne przepychanki z policją.

Do niedawna na demonstracje młodzi Brazylijczycy przynosili maski Guya Fawkesa, co było symbolem buntu ich przeciw polityce państwa.  W połowie października, zaraz po protestach w Dniu Nauczyciela i po wielkich ulicznych zadymach, do jakich wówczas doszło w Rio de Janeiro i Sao Paulo, policja ogłosiła, że maski są zakazane. Na demonstracje zaczęły więc przychodzić królewny Śnieżki, bohaterowie „Piratów z Karaibów" z Jackiem Sparrowem na czele czy Hannibal Lecter.

Parę dni temu aresztowano Batmana. Kiedy wychodził z komisariatu, natknął się na ekipę telewizyjną. Wyłożył jej natychmiast, że „żądanie od niego, by ujawnił swą prawdziwą tożsamość, uważa za łamanie praw człowieka, bo jak długo nie robi nic złego, wolno mu się przebierać, za kogo chce". I protestować, przeciwko komu chce.

Absurd? Możliwe, ale dobrze oddaje sytuację, w jakiej znaleźli się młodzi Brazylijczycy. Dramat ludzi, którzy organizowali niedawno największe od 20 lat demonstracje, tkwi w tym, że wygrali. Dzięki ich uporowi udało się wymusić na politykach największe w historii kraju nakłady na edukację.  Tyle że oni z nich już nie skorzystają.

Brazylijski staż

Na Dernivala Albuquerque wszyscy mówią Drix. Ma 18 lat. W swoim pokoju do ścian ze sklejki przypiął szpilkami wycięte z gazet zdjęcia Myszki Miki. Właśnie za nią przebrany chodzi na demonstracje. Dlaczego? – Bo jest... doskonała – mówił portalowi GlobalPost.

W życiu Drixa niewiele jest innych rzeczy, które mógłby uznać za doskonałe. Mieszka z rodzicami w  faweli Paraisopolis, czyli slumsie Sao Paulo. Kilka tygodni temu wprowadziła się do nich jego najlepsza przyjaciółka, 17-letnia Silvana Silva. Rodzice wyrzucili ją z domu. Teraz dziewczyna sypia w rogu pokoju Drixa na kawałku starej pianki. W nocy słyszą szczury przemykające po blaszanym dachu.

W Sao Paulo, największym i najbogatszym mieście Brazylii, nastolatki z faweli muszą walczyć o przetrwanie. Nie dlatego, że są nieudacznikami czy leniami. Z danych ONZ wynika, że co piąty Brazylijczyk w wieku od 15 do 19 lat nie ma wykształcenia, pracy ani nie jest przeszkolony zawodowo. I nie ma na to szans.

Dzieciaki pokolenia Drixa i Sil utrzymują się dzięki pomocy rodziców czy przyjaciół. Czasem udaje im się znaleźć  pracę dorywczą.

Drix jest na zasiłku dla bezrobotnych. Dostaje 760 reali, czyli około tysiąca złotych. Jak na warunki jednego z najdroższych miast świata, które cenami na głowę bije europejskie metropolie, to mało. Ale i tak więcej niż na popularniejszych nawet bardziej niż u nas umowach śmieciowych. Zgodnie z brazylijskim prawem można  na ich podstawie zatrudniać nieletnich. Kiedy Sil była na takim „stażu", bo tak to się oficjalnie nazywa, zarabiała 424 reale (ok. 580 zł). Po odprowadzeniu podatków zostawało jej na przeżycie miesiąca 350 reali, czyli ok. 480 zł.

– Za takie pieniądze możesz przetrwać tylko, jeśli wiesz, ile masz za co zapłacić, od cen biletów autobusowych przez koszty jedzenia i małe przyjemności, jakie zwykle lubi młodzież – opowiadała Sil GlobalPost. Sęk w tym – zgodnie twierdzą nastolatki – że nic nie da się dokładnie wyliczyć, bo ceny zmieniają się niemal z dnia na dzień. – Jak tylko rząd podnosi płacę minimalną, ceny w fawelach rosną, od mleka po adidasy. Wahają się tak szaleńczo, że trudno przewidzieć, ile będą kosztować zakupy w kolejnym tygodniu – twierdzi Drix.

Kulawy tygrys

Dla Brazylii, oficjalnie szóstej potęgi gospodarczej świata, boom gospodarczy zaczął się w latach 90. To były czasy beztroskiego ucztowania i prowizorycznych reform. Prawdziwe zmiany wprowadzać zaczął dopiero poprzedni prezydent Inacio Lula da Silva. Po zdobyciu  władzy przeszedł niezwykłą metamorfozę ze związkowego populisty w strażnika reform wolnorynkowych, choć jednocześnie parasol ochronny rozciągnął nad najbiedniejszymi. W ten sposób z ubóstwa udało się wyrwać 28 mln Brazylijczyków, a kolejnych 40 mln zasiliło szeregi klasy średniej.

– Uzyskany dzięki temu wzrost konsumpcji stał się motorem szybkiego rozwoju gospodarczego – ocenia Juan Arias, wieloletni korespondent madryckiego dziennika „El Pais" w Brazylii. Tyle że pobudzanie popytu wewnętrznego, m.in. poprzez stosowanie na dużą skalę polityki udzielania tanich kredytów i mikrokredytów, ma skutki uboczne. Dziś ekonomiści biją na alarm. Z wyliczeń agencji Moody's wynika, że średnie zadłużenie gospodarstw domowych w stosunku do ich dochodu osiągnęło rekordowy poziom 44,8 proc.

Po latach względnej stabilizacji pojawia się także kolejny problem – inflacja. Już teraz wynosi ok. 6 proc. i – jak podaje Brazylijski Bank Centralny – utrzyma się na takim poziomie co najmniej do 2015 r.

Pod parasolem socjalnej „polityki rozwoju" wciąż znajduje się 50 mln ludzi, a dochód dzienny kolejnych 16 mln nadal nie przekracza dziennie 1,25 dol.

Zmiana krajobrazu

Do długiej listy problemów dodać trzeba słabą infrastrukturę, skostniały system podatkowy, marniejącą z roku na rok państwową służbę zdrowia oraz brak pomysłu i funduszy na reformę system edukacji. A do tego koszmarną biurokrację i wszechobecną korupcję (z jej powodu następczyni Luli, prezydent Dilma Rousseff straciła siedmiu ministrów). Według najnowszych sondaży 81 proc. Brazylijczyków uważa, że „skorumpowane są wszystkie partie polityczne w kraju".

Młodzi Brazylijczycy, tacy jak Drix i Sil, nie rozumieją, dlaczego rząd nie radzi sobie z tym wszystkim. Wiedzą natomiast, że popularne czekoladowe jajko z zabawką w środku jest sześć razy droższe niż  w czasach, gdy byli dziećmi.

Iskrą, która wywołała największe od przeszło dwóch dekad protesty uliczne, była w czerwcu podwyżka cen biletów komunikacji miejskiej. Na ulice wyszło 800 tys. Brazylijczyków. Na wiece umawiali się w mediach społecznościowych. Protestowali  przeciwko korupcji „wszystkich brazylijskich polityków", jak głosiły uliczne transparenty. Żądali reform, poprawy losu mieszkańców faweli, zwiększenia nakładów na cele społeczne, w tym służbę zdrowia i edukację. Przychodzili uczniowie, nauczyciele, lekarze, związkowcy, anarchiści. A tym, co przede wszystkim łączyło tych ludzi, były pieniądze. A w zasadzie ich brak.

Prezydent Rousseff zareagowała szybko. Uznając słuszność protestów, dwa razy proponowała przeprowadzenie referendum w sprawie reform. Chciała pytać Brazylijczyków, które z nich uważają za najpilniejsze. Plebiscyty się jednak nie odbyły, bo parlament uznał, że byłyby niekonstytucyjne, niekonstruktywne, a do tego – jak twierdziła opozycja – przysłużyłyby się podbudowaniu słabnącej popularności pani prezydent.

Protesty odniosły skutek. Władze Rio de Janeiro i Sao Paulo wycofały się z planowanych podwyżek cen biletów, a po rekordowo krótkiej procedurze Kongres uchwalił w sierpniu surową ustawę antykorupcyjną, która nałożyła na posługujące się łapówkami firmy kary w wysokości do 20 proc. ich rocznych obrotów.

– Masowe demonstracje doprowadziły przede wszystkim do całkowitej zmiany krajobrazu politycznego – twierdzi Paulo Sotero, dyrektor Instytutu Brazylijskiego w Centrum im. Woodrowa Wilsona w Waszyngtonie. Jego zdaniem młodzież, która dotąd nie angażowała się w dyskusje polityczne, teraz nauczyła się mobilizować i chce mieć wpływ na otaczającą rzeczywistość.

Biznes stulecia

Najlepsze wiadomości przyszły dopiero kilka dni temu, gdy rząd Brazylii zrobił – jak okrzyknęły to media –„biznes stulecia". Rozstrzygnięto przetarg na prawa do wydobywania z pól naftowych Libra, największych z dotąd odkrytych złóż Brazylii na dnie Atlantyku. Dla brazylijskiej gospodarki kontrakt podpisany z konsorcjum pięciu towarzystw naftowych oznacza w ciągu najbliższych 30 lat dochód rzędu 1,7 bln dol. To kwota równa całorocznemu dochodowi narodowemu 200-milionowego kraju.

Dopiero po podpisaniu umowy rząd prezydent Rousseff, ostro atakowany przez związkowców za „wyprzedaż głównego bogactwa narodowego", poinformował: państwo zamierza zainwestować z przewidzianych dochodów z przetargu ok. 140 mld dol. w edukację (75 proc.), a w ochronę zdrowia 25 proc.

Kiedy będzie można to odczuć? Zdaniem ekspertów najwcześniej w perspektywie kilkunastu lat.

Choć do karnawału jeszcze daleko, wychodzą na ulice poprzebierani. Zamiast głośnej muzyki są antyrządowe hasła. Zamiast zabawy i tańca uliczne przepychanki z policją.

Do niedawna na demonstracje młodzi Brazylijczycy przynosili maski Guya Fawkesa, co było symbolem buntu ich przeciw polityce państwa.  W połowie października, zaraz po protestach w Dniu Nauczyciela i po wielkich ulicznych zadymach, do jakich wówczas doszło w Rio de Janeiro i Sao Paulo, policja ogłosiła, że maski są zakazane. Na demonstracje zaczęły więc przychodzić królewny Śnieżki, bohaterowie „Piratów z Karaibów" z Jackiem Sparrowem na czele czy Hannibal Lecter.

Pozostało 92% artykułu
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1022
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1021
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1020
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1019
Materiał Promocyjny
Świąteczne prezenty, które doceniają pracowników – i które pracownicy docenią
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1017