Choć do karnawału jeszcze daleko, wychodzą na ulice poprzebierani. Zamiast głośnej muzyki są antyrządowe hasła. Zamiast zabawy i tańca uliczne przepychanki z policją.
Do niedawna na demonstracje młodzi Brazylijczycy przynosili maski Guya Fawkesa, co było symbolem buntu ich przeciw polityce państwa. W połowie października, zaraz po protestach w Dniu Nauczyciela i po wielkich ulicznych zadymach, do jakich wówczas doszło w Rio de Janeiro i Sao Paulo, policja ogłosiła, że maski są zakazane. Na demonstracje zaczęły więc przychodzić królewny Śnieżki, bohaterowie „Piratów z Karaibów" z Jackiem Sparrowem na czele czy Hannibal Lecter.
Parę dni temu aresztowano Batmana. Kiedy wychodził z komisariatu, natknął się na ekipę telewizyjną. Wyłożył jej natychmiast, że „żądanie od niego, by ujawnił swą prawdziwą tożsamość, uważa za łamanie praw człowieka, bo jak długo nie robi nic złego, wolno mu się przebierać, za kogo chce". I protestować, przeciwko komu chce.
Absurd? Możliwe, ale dobrze oddaje sytuację, w jakiej znaleźli się młodzi Brazylijczycy. Dramat ludzi, którzy organizowali niedawno największe od 20 lat demonstracje, tkwi w tym, że wygrali. Dzięki ich uporowi udało się wymusić na politykach największe w historii kraju nakłady na edukację. Tyle że oni z nich już nie skorzystają.
Brazylijski staż
Na Dernivala Albuquerque wszyscy mówią Drix. Ma 18 lat. W swoim pokoju do ścian ze sklejki przypiął szpilkami wycięte z gazet zdjęcia Myszki Miki. Właśnie za nią przebrany chodzi na demonstracje. Dlaczego? – Bo jest... doskonała – mówił portalowi GlobalPost.