Najnowszym przykładem utrzymującego się już od kilku dekad konfliktu politycznego między Seulem a Tokio jest stwierdzenie prezydent Korei Południowej Park Geun-hye, która w wywiadzie dla BBC powiedziała, że „nie widzi sensu" spotkania z premierem Japonii Shinzo Abe.
Jako powód podała konsekwentne uchylanie się Japonii przed przyjęciem pełnej odpowiedzialności za zbrodnie armii cesarskiej z okresu II wojny światowej. Yun Byung-se, minister spraw zagranicznych Korei, stwierdził w zeszłym tygodniu, że „nie widzi światełka w tunelu" dla poprawy wzajemnych relacji – nad czym jego zdaniem pracuje pani prezydent.
Dla Koreańczyków okres okupacji japońskiej to nie tylko II wojna światowa. Japończycy zajęli Koreę już w 1910 r. i aż do 1945 r. sprawowali w niej okrutne rządy porównywalne jedynie z hitlerowską okupacją Europy Wschodniej. Koreańczycy byli mordowani, wynaradawiani, a za szczególne poniżenie uznali tzw. seksualne niewolnictwo (kilkaset tysięcy Koreanek było wykorzystywanych w japońskich burdelach wojskowych).
Nikt, kto zwiedzał muzeum wojny w seulskiej dzielnicy Yongsan-gu, nie może mieć wątpliwości co do odczuć Koreańczyków względem dawnych okupantów. Koreańska „polityka historyczna" przekłada się na oceny sąsiada. Według sondażu przeprowadzonego we wrześniu przez seulski think tank, Azjatycki Instytut Studiów Politycznych, 62 proc. Koreańczyków z południa uważa Japonię za potencjalne zagrożenie militarne, a na skali ocen negatywnych Japonię wyprzedza jedynie Korea Północna.
Do wzmocnienia antyjapońskich nastrojów wywołanych uprzedzeniami historycznymi przyczynił się też ambicjonalny konflikt o bezludne, skaliste wysepki Takeshima (Dokdo). Konsekwencją złych stosunków obu państw jest spadek w pierwszych trzech kwartałach tego roku (o 26 proc.) liczby turystów japońskich wybierających się do Korei Płd.