Władze chińskie poinformowały, że wczoraj rano w mieście Taiyuan na północy Chin doszło do zamachu bombowego, który spowodował co najmniej jedną ofiarę śmiertelną i obrażenia ośmiu osób.
Zdjęcia opublikowane przez przypadkowych świadków w Internecie ukazują tłum na ulicy w okolicy, gdzie doszło do wybuchu i dym unoszący się nad uszkodzonymi samochodami. Miejsce eksplozji – przed siedzibą lokalnego komitetu Chińskiej Partii Komunistycznej w prowincji Shanxi – sugeruje, że rzeczywiście przeprowadzono zamach.
Dwa wybuchy w tydzień
Szybko stało się to tematem postów i komentarzy w chińskich mediach społecznościowych. Osoby podające się za świadków pisały, że na ulicy Yinhgze w Taiyuanie eksplodowało po kolei kilka – nawet siedem – ładunków. Miejscowa policja potwierdziła, że odnaleziono fragmenty bomby domowej produkcji. Były to stalowe kulki z łożysk, którymi zapewne wypełnione były ładunki zakopane w kwietnikach wzdłuż ulicy.
Nie można wykluczyć, że obecna eksplozja ma związek z incydentem na pekińskim placu Tiananmen z 28 października, kiedy tuż pod portretem Mao Zedonga przy wejściu do Zakazanego Miasta eksplodował samochód terenowy, który wcześniej wjechał w tłum turystów. Zginęło wówczas pięć osób – w tym trzej pasażerowie samochodu. Zidentyfikowano ich później jako Ujgurów z Xingjangu.
Meng Jianzhu, członek Biura Politycznego KPCh odpowiedzialny za bezpieczeństwo wewnętrzne, kilka dni po wypadku uznał, że był to zamach zorganizowany przez separatystów z Islamskiego Ruchu Turkiestanu Wschodniego (tak Ujgurowie nazywają swój kraj na zachodzie Chin).