Przywódcy ukraińskiej opozycji gościli wczoraj u Angeli Merkel, były prezydent Aleksander Kwaśniewski konferował z prezydentem Joachimem Gauckiem, a pełnomocnik rządu ds. praw człowieka Christoph Strässer przyjął znanego ukraińskiego dysydenta Dmytro Bułatowa.
Temat wszystkich tych rozmów był jeden: jak rozwiązać kryzys na Ukrainie. Bruksela nie ma najmniejszego pojęcia. Podobnie Stany Zjednoczone. Nie ma żadnych znaczących środków finansowych, które byłyby w stanie przebić rosyjską ofertę pomocy w postaci 15 mld dol. kredytów. W tej sytuacji do gry włącza się Berlin.
– Jestem nieco zaskoczony tym, że to nie Polska staje się koordynatorem tego rodzaju działań – tłumaczy „Rz" Alexander Rahr, politolog. Kwaśniewski wyjaśnił „Bildowi", że Niemcy działają wspólnie z Polską.
Zarówno Witalij Kliczko, jak i Arsenij Jaceniuk przybyli do Berlina na rozmowy z Angelą Merkel z jasnym przesłaniem. – Od kilku miesięcy bezskutecznie postulujemy wprowadzenie sankcji – powiedzieli „Bildowi". Sankcje miałyby objąć oligarchów wspierających prezydenta Janukowycza poprzez zamrożenie ich rachunków bankowych w państwach UE. Równocześnie członkowie ukraińskiego rządu mieliby zakaz podróżowania do państw Unii.
–Jest to ostatnia rzecz, której pragnie obecnie Europa – twierdzi Alexander Rahr. Nie tylko on. W Niemczech przeważa pogląd, że sankcje doprowadziłyby do dalszej eskalacji w chwili, gdy na Ukrainie opada nieco napięcie po gestach z obu stron w postaci zakończenia przez opozycję okupacji budynku kijowskiej Rady Miejskiej oraz zapowiedzi amnestii dla uczestników protestów. Angela Merkel nie poparła apelu o sankcje, uznając za pozytywny rozwój sytuacji zapowiedź amnestii dla uczestników protestów. W jej opinii najważniejszym zadaniem jest utworzenie rządu tymczasowego.