Po przeprowadzonych w środę rozmowach w Budapeszcie Viktor Orbán i Donald Tusk oświadczyli, że Polska i Węgry opowiadają się za uregulowaniem kryzysu na Ukrainie w duchu „poszanowania praw obu stron konfliktu". Węgrzy z uznaniem odnieśli się do zaangażowania Polski w rozwiązanie kryzysu ukraińskiego. Wcześniej pochwały zebrał Radosław Sikorski za rolę, jaką odegrał w przerwaniu przelewu krwi w Kijowie. Podczas pobytu na Węgrzech w poniedziałek spotkał się on z szefami dyplomacji państw Grupy Wyszehradzkiej.
Główną troską Budapesztu pozostaje ochrona praw mniejszości na Zakarpaciu
Rząd węgierski od początku kryzysu zachowywał wstrzemięźliwość w ocenie wydarzeń w sąsiedniej Ukrainie. W dniach największego nasilenia starć na Majdanie władze w Budapeszcie wzywały jedynie do „pokojowego zakończenia kryzysu". Viktor Orbán dokonał lustracji obszaru przygranicznego z pokładu helikoptera, co można uznać bardziej za gest w toczącej się właśnie na Węgrzech kampanii wyborczej niż działanie na rzecz uspokojenia sytuacji.
Zainteresowanie mediów wydarzeniami na Ukrainie było stosunkowo słabe, a część mediów publicznych prezentowała wręcz niechętne Majdanowi stanowisko, informując o siłach porządkowych powstrzymujących grupy zakłócające spokój publiczny. Minister spraw zagranicznych János Mártonyi dopiero w piątek powitał „pokojowe rozwiązanie kryzysu" w Kijowie. Stwierdził, że „Węgry potępiają użycie siły przez obie strony, jakkolwiek odpowiedzialność polityczna zasadniczo obciąża władze".
Oficjalnie ostrożność w ocenie sytuacji na Ukrainie tłumaczona jest troską o sytuację mniejszości węgierskiej (na Zakarpaciu mieszka ok. 150 tys. etnicznych Węgrów). Rzeczywiście nacjonalistyczne ugrupowania ukraińskie, takie jak Swaboda albo Karpacka Sicz (lokalny odłam Prawego Sektora), opowiadają się przeciwko gwarantowaniu praw mniejszości. Dochodziło nawet do antywęgierskich prowokacji – np. ukraińscy nacjonaliści kilka razy bezcześcili węgierskie miejsca pamięci.