Po kilku tygodniach milczenia media w USA przypomniały sobie o Ukrainie, tym bardziej że sytuacja w tym kraju zaczęła się przekładać na zachowania indeksów giełdowych. Komentują także ostrzeżenia, jakie popłynęły zarówno z Departamentu Stanu, jak i z Białego Domu.
Resort dyplomacji przypomniał głośno o ustaleniach, jakie miały zapaść kilka dni temu podczas rozmowy telefonicznej Baracka Obamy i Władimira Putina na temat integralności terytorialnej Ukrainy. Rozdrażnienie Amerykanów wzbudziły przede wszystkim sygnały mogące świadczyć o przygotowywaniu rosyjskiej interwencji militarnej na Krymie.
Takie pomysły sekretarz stanu John Kerry nazwał „poważnym błędem". Naruszenie integralności Ukrainy wywołałoby „międzynarodowe reperkusje", zmuszające do reakcji Stany Zjednoczone, ONZ i inne kraje.
Kerry wykorzystał wizytę delegacji Gruzji w Waszyngtonie do przypomnienia o obecności rosyjskich żołnierzy w Abchazji i Osetii. Obiecał także szybką pożyczkę dla Kijowa w wysokości miliarda dolarów na ratowanie Ukrainy przed bankructwem.
Biały Dom stara się jednak stopniować dyplomatyczne groźby. Kerry kilkakrotnie zastrzegał, że amerykańska polityka wobec Gruzji czy Ukrainy nie zmierza do redukcji wpływów Rosji w tej części świata. Nie oznacza to jednak rezygnacji z zachęcania byłych republik ZSRR do integracji z Zachodem. Trudno jednak przypuszczać, aby Waszyngton zdecydował się na jakieś kroki militarne w obronie integralności Ukrainy.