Minister spraw wewnętrznych Ukrainy Arsenij Awakow zagroził, że albo separatyści z Charkowa, Doniecka i Ługańska opuszczą je dobrowolnie, albo budynki zostaną wzięte szturmem. „W każdej chwili może do tego dojść i cały czas trwa operacja antyterrorystyczna" – dodał. Kijów ogłosił już w poniedziałek, że trzy miasta, w których zajęto budynki, są terenem „operacji antyterrorystycznej". Jednak tylko w Charkowie widać było działania sił porządkowych: aresztowano tam 70 osób. Teraz zaś do Ługańska, gdzie prorosyjscy separatyści zajęli siedzibę miejscowej delegatury ukraińskiej służby bezpieczeństwa, wjechała kolumna wozów pancernych. Przybyła z Dniepropietrowska.
Po fali aresztowań w Charkowie sytuacja była odmienna: sprzed okupowanego budynku rady obwodowej zniknął nie tylko kordon milicji, ale i manifestanci: zarówno pro-, jak i antyrosyjscy.
Przez całą noc z wtorku na środę okupujący w Ługańsku wypuszczali małymi grupami swoich zakładników. W sumie uwolnili 55 osób, jednak ukraińskie siły bezpieczeństwa twierdzą, że w środku nadal przetrzymywane są cztery, a budynek został zaminowany. Prorosyjski kandydat na prezydenta Serhij Tyhypko przyjechał w środę do okupujących w Ługańsku. Po rozmowie z nimi zapewniał, że nie ma wśród nich obywateli Rosji: „pokazywali mi swoje paszporty", i że są to zwykli, acz niezadowoleni obywatele Ukrainy. Potwierdziła to służba prasowa miejscowej milicji. Kategorycznie nie zgodził się z tym deputowany z nacjonalistycznej Swobody Juryj Syrotjuk. W parlamencie poinformował, że w okupowanym budynku w Ługańsku znajdują się „zarówno oficerowie FSB, jak i GRU (rosyjski wywiad wojskowy) oraz byli oficerowie SBU, którzy w Ługańsku pracowali dla byłego prezydenta Janukowycza".
Politycy Partii Regionów, dawnego ugrupowania Janukowycza, natychmiast oświadczyli, że nie mają nic wspólnego z atakami na budynki rządowe, i po raz kolejny odcięli się od zbiegłego prezydenta. Rosyjskie MSZ zaś zapewniło, że „USA i Ukraina nie mają powodów, by obawiać się koncentracji rosyjskich wojsk na granicy (z Ukrainą). Rosja nie prowadzi niezwykłych ani niezaplanowanych działań na granicy". Jednocześnie ukraiński wywiad poinformował, że Moskwa szybko wzmacnia swoje oddziały na Krymie, gdzie ciężkie samoloty transportowe przerzucają żołnierzy z głębi kraju.
W samej Rosji pojawił się apel „do obywateli całego świata" podpisany przez słynnego dysydenta i działacza demokratycznego Siergieja Kowaliowa. Wezwał on wszystkich „ludzi dobrej woli" do wywierania presji na rządy, by te powstrzymały „rosyjską agresję".