Co ważne, nie jest to tylko opinia zachodnich obserwatorów analizujących sytuację w Syrii z perspektywy tysięcy kilometrów. Kilka dni temu szef Hezbollahu Hassan Nasrallah  zauważył, że syryjski konflikt wszedł w fazę, w której jego sojusznik al-Asad nie potrzebuje już wsparcia Hezbollahu.

Powodów jest kilka, ale dwa, może trzy z nich mają znaczenie decydujące. W dużej mierze reżim obecną siłę czerpie ze słabości opozycji. Skłóconej, podzielonej i obecnie zdominowanej przez islamistów. To zdominowanie powoduje, że Asad zyskuje, a raczej odzyskuje poparcie wśród zwykłych Syryjczyków.

Wczoraj wojska reżimu odbiły z rąk islamistów Malulę - święte miejsce dla chrześcijan. Żołnierze Asada byli entuzjastycznie witani.  Malula to jedyna miejscowość na świecie w której mieszkańcy mówią na co dzień językiem aramejskim, którym posługiwał się Chrystus. Miasto przez ostatnie miesiące znajdowało się w rękach islamistów powiązanych z syryjską al-Kaidą - Frontem Al-Nusra . Bojownicy Al-Nusry zajęli Malulę we wrześniu ubiegłego roku. Rebelianci nie pozwalali wjechać i wyjechać z miasteczka. Na ulicach rozkładały się ludzkie zwłoki. Mieszkańcy twierdzili, że wielu z bojowników Al-Nusry, którzy są w mieście to obcokrajowcy.  Słyszeli oni jak islamiści porozumiewali się różnymi dialektami, m.in.  tunezyjskim, libijskim i marokańskim.

Sytuacji w Syrii z całą pewnością ma związek z szerszą sytuacją geopolityczną. Świat  dziś patrzy na Ukrainę. Spór z Rosją przebiega obecnie tam, a nie na Bliskim Wschodzie. Dziś USA bardziej analizują wsparcie w postaci dostaw broni dla Kijowa niż dla podzielonej, syryjskiej opozycji.

Pod adresem reżimu w Damaszku padają również pochwały. Według Organizacji ds. Zakazu Broni Chemicznej (OPCW), władze Syrii wywiozły z kraju 65 proc. swojego arsenału chemicznego, a Szef OPCW Ahmet Uzumcu pochwalił zachowanie władz w Damaszku.