Muzułmanie rozłożyli modlitewne kobierce w pobliżu ministerstwa spraw wewnętrznych protestując przeciwko akcji policji w praskim centrum islamskim. W zeszły piątek oficerowie z jednostki do zwalczania przestępczości zorganizowanej (SDOC) weszli do siedziby Fundacji Islamskiej w budynku w pobliżu Placu Vaclava. Podczas zebrania modlitewnego aresztowano kilkadziesiąt osób, w tym kilku indonezyjskich dyplomatów. Funkcjonariusze policji kazali zatrzymanym leżeć twarzą do ziemi i kierowali w ich stronę broń.

Zdaniem protestujących ubiegłotygodniowa akcja naruszyła swobodę religijną, a poza tym była dość brutalna, czego nie uzasadniały żadne okoliczności. Niektórzy demonstranci trzymali plakaty z hasłami przeciwko rasizmowi i obrazy książki spętanej drutem kolczastym.

To nawiązanie do uzasadnienia akcji policji, która wtargnęła do centrum muzułmańskiego w poszukiwaniu książki głoszącej rzekomo rasizm i przemoc na tle religijnym. Z powodu policyjnego najścia protestowała już ambasada Indonezji, a okoliczności i zajścia ma wyjaśnić postępowanie ministerstwa spraw wewnętrznych.

Podczas trwającej pół godziny modlitwy głos zabrał dyrektor islamskiego centrum w Pradze Vladimir Sanka . "Islam szanuje miejsca kultu" - powiedział. Dodał,że islam "wzywa do debaty i poszanowania opinii innych osób". Sanka jest Czechem, który przeszedł na islam i aktywnie udziela się we wspólnocie muzułmańskiej. Policja oskarża go o wspieranie i promowanie ruchów tłumiących prawa i wolności człowieka za co może mu grozić nawet 10 lat więzienia.

Według czeskich mediów interwencja w Fundacji Islamskiej może mieć związek z wydaniem książki „Tauhid - islamski koncept Boga". Były muzułmanin Lukáš Lhotan oskarżył wydawców książki o szerzenie ideologii islamistycznej - w piśmie do władz oświadczył, że w książce są fragmenty kolidujące z prawem. Z drugiej strony Lhotan i Sanka od dawna są w konflikcie i już kilka razy składali przeciwko sobie wzajemne oskarżenia o szerzenie ekstremizmu albo o tłumienie wolności religijnej.