Decyzję przyjęto w 120-osobowej izbie dużą większością głosów (90 za, 4 przeciw i 3 wstrzymujących się). Inicjatywa wyszła od rządzącej Demokratycznej Partii Kosowa (PDK). Tym razem bez dyskusji poparła ją także opozycja widząc w nowych wyborach szansę na poprawienie swojego stanu posiadania. Zgodnie z konstytucją Kosowianie powinni pójść do urn w ciągu najdalej 45 dni (najbardziej prawdopodobnym terminem jest 8 czerwca).
Przedstawiciel PDK Arsin Bajrami motywował konieczność nowych wyborów „zapewnieniem stabilności państwa", choć w istocie przyczyna sporu jest znacznie bardziej konkretna. Chodzi o konflikt wokół utworzenia armii, której powstałe w lutym 2008 r. państwo do tej pory nie posiada. Rolę tę pełni nie posiadająca ciężkiego sprzętu ani broni pancernej formacja paramilitarna Kosowskie Siły Bezpieczeństwa w sile 2,5 tys. funkcjonariuszy.
Zgodnie ze złożoną w lutym propozycją prezydenta Hashima Thaciego nowe, regularne kosowskie siły zbrojne powinny składać się z 5 tys. żołnierzy i 3 tys. rezerwistów. Wojsko miałoby też zostać lepiej uzbrojone.
Dyskusje na temat utworzenia armii trwały od tygodni i ostatecznie utknęły w martwym punkcie. Głównym powodem impasu okazał się opór partii reprezentujących w Prisztinie mniejszość serbską. Bez ich głosów przegłosowanie decyzji w parlamencie okazało się niemożliwe (konstytucja przewiduje bowiem, że większość konstytucyjna liczona jest zarówno dla całego parlamentu jak i dla grupy przedstawicieli mniejszości).
Serbowie chcieli wykorzystać okazję do „przehandlowania" swojego poparcia w zamian za przyznanie większych uprawnień reprezentantom mniejszości narodowych (w 1,8-milionowym Kosowie Serbów jest 100 tys.). Część działaczy serbskich postanowiła wręcz, że będzie blokować utworzenie armii kosowskiej tak długo jak to tylko będzie możliwe.