Polityka to świat twardych ludzi, którzy nie wahają się przed żadnymi zagraniami, by tylko osiągnąć wyznaczony cel. Poeta to raczej ktoś bardziej delikatny, posługujący się językiem na pograniczu wielu dziedzin i światów. Kojarzy się z kimś o wrażliwości wykraczającej daleko poza partyjne spotkania. Takie są pierwsze skojarzenia z tymi dwoma dziedzinami, jednak okazuje się, że poezji i polityce zdarza się przenikać między sobą.
Wiersze na początek
W Chinach przebywa z wizytą amerykański sekretarz stanu John Kerry. Na początek rozmów o pogłębianiu gospodarczych relacji pomiędzy oboma krajami spotkał się z prezydentem Xi Jingpingiem. Chińczyk swoje przemówienie zakończył fragmentem wiersza amerykańskiej poetki Marianne Moore: „Zwycięstwo nie przyjdzie do mnie, chyba że sam po nie pójdę".
Cytowany wiersz to „Nevertheless", czyli po polsku „pomimo tego". Marianne Moore opublikowała go w 1944 roku, gdy jej kraj był zaangażowany w wygrywanie II wojny światowej. Napisany dość trudnym angielskim, wiersz naszpikowany jest wieloma nazwami nietypowych owoców i roślin (m.in. mniszek gumodajny znany jako kok-sagiz, uprawiany zamiast kauczuku podczas wojny), których trudne wyrastanie wśród wielu zagrożeń może być przykładem tego, by nigdy się nie poddawać. Rozpoczyna się od truskawki, następnie przechodzi przez jeża, rozgwiazdę, jabłka, orzechy laskowe, gruszki, korzenie marchewek rozrastające się niczym mandragora, wreszcie kończy na wiśniach. Niektóre wiersze Moore można znaleźć w polskim przekładzie Julii Hartwig, która wraz z Ludmiłą Marjańską wydały zbiór tej poezji w 1980 roku. Dla chińskiego prezydenta wybór akurat tego wiersza miał duże znaczenie symboliczne.
Symbole o ukrytych znaczeniach
Polityka jest bowiem oparta na wieloznacznej symbolice. Wygrywa ten, kto poprawnie odczyta tych ukrytych znaczeń jak najwięcej. Wybór wiersza o niepoddawaniu się napisanego w latach 40. XX wieku pasuje do Xi Jingpinga. Wiadomo, że chiński prezydent jest miłośnikiem amerykańskich superprodukcji o II wojnie światowej. Bardzo lubi „Szeregowca Ryana", za to niezbyt pasuje mu historyczne kino kung-fu rodzimej produkcji.
Można znaleźć wypowiedzi szefa chińskiej partii o tym, że amerykańskie filmy są lepsze, bo zawsze zwycięża w nich dobro. Jingping uważa, że chińscy reżyserzy za często zapominają, że ich zadaniem jest promować dobre wartości. Prezydentowi podobała się także amerykańska „Infiltracja" Martina Scorsese oraz w 2012 miał chęć obejrzeć „Sztandar chwały" Clinta Eastwooda, który miał na DVD.