Tylko wczoraj akcje drugiej co do wielkości portugalskiej instytucji finansowej straciły połowę wartości. Dzień wcześniej bank ogłosił, że w drugim kwartale tego roku stracił aż ?3,7 mld euro. Rząd będzie musiał go ratować, bo bankructwo grupy oznacza załamanie całych sektorów gospodarki, które należały do imperium kierowanego przez Ricardo Espirito Santo Silva Solgado, czyli przemysłu naftowego, służby zdrowia, rolnictwa, energetyki, ubezpieczeń.
– To jest problem systemowy, który zaciąży na całym naszym państwie – przyznał prezydent Anibal Cavaco Silva.
Portugalia już teraz jest najbiedniejszym krajem Europy Zachodniej. Jednak w przeciwieństwie do Grecji po latach kryzysu portugalska gospodarka wciąż nie potrafi odbić się od dna: w pierwszym kwartale tego roku skurczyła się o kolejne ?0,7 proc. Niewypłacalność Espirito Santo oznacza, że rząd będzie musiał przeznaczyć miliardy euro na ratunek banku, a nie inwestycje produkcyjne. I to w kraju, którego dług publiczny już teraz jest równy 129 proc. PKB. Eksperci spodziewają się, że najdalej w przyszłym roku poziom życia w Polsce będzie wyższy niż w Portugalii. Już w ub.r. był on w naszym kraju (21,2 tys. USD/mieszkańca) niewiele niższy niż nad Tagiem (23 tys. USD).
Finansowy skandal oznacza jednak także koniec dynastii, która dyktowała życie polityczne kraju od przeszło 100 lat. Początki Jose Maria do Espirito Santo e Silva, pradziada obecnego prezesa, były skromne. Podrzucone dziecko wychowały siostry zakonne, które nadały mu nazwisko odnoszące się do Ducha Świętego. Jednak założony przez niego bank w kolejnych pokoleniach zyskał przemożny wpływ na życie polityczne w kraju, aż w końcu stał się podporą dyktatury Antonio de Oliveira Salazara. Po rewolucji goździków w 1974 r. bank został co prawda znacjonalizowany, jednak rodzina Espirito Santo zdołała ochronić większość majątku dzięki spółkom zarejestrowanym za granicą, w tym przede wszystkim w Luksemburgu. W ten sposób, gdy rewolucyjne nastroje w Portugalii ucichły, a kraj przystąpił do NATO i Unii Europejskiej, dawni właściciele odkupili nieco ponad 1/5 akcji banku i stali się jego głównym udziałowcem.
Po czasach emigracji grupa finansowa odziedziczyła jednak niezwykle skomplikowaną strukturę zarządzania opartą na zagranicznych rajach podatkowych. To dzięki temu Ricardo Solgado, przez 30 lat prezes banku, bardzo długo potrafił ukryć ogromne straty swojego imperium i oszukiwać jego udziałowców. Sprawę wykryli jako pierwsi luksemburscy kontrolerzy i uruchomili lawinę, która doprowadziła do panicznej sprzedaży akcji spółki: straciła ona już 80 proc. swojej wartości. A Solgado nie tylko został pozbawiony prezesury, ale także trafił do aresztu pod zarzutem prania brudnych pieniędzy i defraudacji pieniędzy publicznych.