W kwietniu włoski Trybunał Konstytucyjny zniósł zakaz pobierania od obcych dawców materiału genetycznego przy zabiegach in vitro. Rewolucyjny krok pociągnął za sobą konieczność zmiany prawa. Zadanie spadło na rząd, który ma w tej sprawie wydać dekret. Minister zdrowia Beatrice Lorenzin powołała komisję złożoną z wybitnych profesorów, prosząc o sugestie. Zawarli je w memorandum, nad którym od dziś pracuje rząd.
Naukowcy doszli do wniosku, że dawców spermy lub/i komórek jajowych należy tak dobierać, by urodzone potem dziecko kolorem skóry, oczu i włosów, też grupy krwi, nie różniło się od swoich prawnych rodziców.
Wyjaśnili, że z ważnych powodów, również społecznych, należy unikać sytuacji, w której białym rodzicom rodzą się czarne dzieci lub odwrotnie. Chodzi między innymi o to, że biorąc pod uwagę mentalność dzisiejszego włoskiego społeczeństwa, szczególnie w mniejszych ośrodkach, taka rodzina może paść ofiarą drwin i dyskryminacji. Precedensy już były. Kilkanaście lat temu przy zabiegu in vitro pomylono zarodki. Biali rodzice i ich czarne dziecko przeszli przez piekło społecznego ostracyzmu i szyderstw.
Jednak pani minister oświadczyła: „Propozycja naukowców to przejaw dyskryminacji rasowej. Nigdy się na to nie zgodzę". Jej stanowisko podziela włoski obóz postępu. Jest więc jasne, że propozycja nie zostanie uwzględniona w dekrecie.
Konserwatyści też atakują propozycje naukowców. Twierdzą, że dobieranie dawców pod kątem koloru skóry, włosów etc. nieuchronnie doprowadzi do praktyk eugenicznych, czyli produkowania w probówce dzieci a la carte, zależnie od kaprysu rodziców.