Tuńczyk i wartości
Włoski rząd błyskawicznie opracował, a 15 dni po tragedii wdrożył program „Mare Nostrum", w ramach którego pięć jednostek marynarki wojennej, trzy samoloty i pięć helikopterów, stacja radarowa – w sumie blisko 1000 marynarzy – nie zajmowało się niczym innym poza tropieniem stateczków i niesieniem pomocy na Morzu Śródziemnym imigrantom z Afryki.
O efektywności akcji niech świadczy to, że w tym roku z kutrów, łódek i stateczków, które popadły w poważne tarapaty na morzu, włoskie okręty wzięły na pokład i przetransportowały na bezpieczny włoski ląd blisko 65 tys. uchodźców z Afryki. Koszty tej operacji to 310 tys. euro dziennie.
Ani Unia, ani Frontex nie zrobiły praktycznie nic. Rozgoryczony premier Matteo Renzi 24 czerwca powiedział Izbie Deputowanych przed wyjazdem na unijny szczyt do Brukseli: – Unia poucza nas szczegółowo, jak trzeba łowić tuńczyka, ale odwraca głowę, kiedy na morzu pojawiają się zwłoki uchodźców. Nie wystarczy posiadać wspólną walutę. Trzeba być wspólnotą. Jeśli w obliczu tych tragedii na morzu słyszymy z Brukseli: „To nas nic nie obchodzi", to niech sobie zatrzymają swoją monetę, a my pozostaniemy przy naszych wartościach.
Koszty tranzytu
Włosi stanęli w obliczu sytuacji, która ich przerasta finansowo i organizacyjnie. Do połowy sierpnia do Włoch z Afryki przypłynęło 120 tys. imigrantów, a więc dwa razy więcej niż w całym rekordowym roku ubiegłym. Ośrodki dla uchodźców pękają w szwach, a na nowe nie ma pieniędzy. Italia jest w recesji, stale rośnie bezrobocie, a i tak marny włoski socjal zgodnie ze wskazaniami Unii cięty jest na potęgę.
W tej sytuacji z braku miejsc w centrach dla uchodźców wielu przybyszy lokowanych jest w eleganckich hotelach lub ośrodkach wypoczynkowych, co wywołuje często gwałtowne reakcje borykającej się z biedą lokalnej ludności. A koszt utrzymania uchodźcy to statystycznie 40 euro dziennie. W skali roku 120 tys. uchodźców (a dzięki dobrej pogodzie codziennie przypływa kilkuset nowych) będzie kosztować Italię 1,7 mld euro, przy czym mowa tylko o kosztach utrzymania, a przecież dochodzi masa innych, jak choćby opieki lekarskiej. Pracy dla tych ludzi, nawet na bogatej północy, po prostu nie ma.
Włochom chodzi o to, by kraje członkowskie Unii przejęły część z rekordowej liczby uchodźców przybywających w tym roku do Włoch z Afryki, wsparły Italię finansowo oraz pomogły w patrolowaniu Morza Śródziemnego i niesieniu pomocy nieszczęśnikom na morzu. Zdaniem Włochów powinna się tym zająć agencja unijna Frontex. Z taką właśnie propozycją, by program „Mare Nostrum" przejął Frontex, Włosi zwrócili się pod koniec lipca do Komisji Europejskiej, szermując nienowym argumentem, że granice Unii są wspólne, więc trzeba o nie dbać wspólnym wysiłkiem. Minister spraw wewnętrznych Angelino Alfano podkreślił, że dla przytłaczającej większości przybyszy (85 proc.) Italia jest tylko krajem tranzytu, bo chcą się przedostać do Niemiec, Francji, Skandynawii lub krajów Beneluksu, gdzie wielu ma krewnych lub znajomych.