Włochy nie otrzymają wsparcia od UE dla imigrantów z Afryki

Bruksela mimo pięknie brzmiących deklaracji pomocy umywa ręce i wyjaśnia Włochom, że mają sobie z problemem radzić sami.

Publikacja: 30.08.2014 13:00

Ci uchodźcy szczęśliwie przepłynęli Morze Śródziemne i dotarli do wybrzeży włoskich na początku sier

Ci uchodźcy szczęśliwie przepłynęli Morze Śródziemne i dotarli do wybrzeży włoskich na początku sierpnia

Foto: AFP/MARINA MILITARE

Piotr Kowalczuk ?z Rzymu

Gdy 3 października ubiegłego roku pół mili od wybrzeży włoskiej wyspy Lampedusa zatonął kuter rybacki z uchodźcami i utopiło się blisko 400 osób, tragedia była na ustach całego świata.

Na Lampedusę przybył papież Franciszek, a europejscy politycy, roniąc łzy, prześcigali się w deklaracjach: „Nigdy więcej".

Komisarz ds. wewnętrznych UE Cecilia Malmström, która przybyła na Lampedusę wraz z szefem KE José Manuelem Barroso na pogrzeb wyłowionych z morza 366 ofiar, grzmiała: – Ta europejska tragedia dotyczy wszystkich członków Unii! Dlatego musimy okazać konkretną solidarność imigrantom i krajom, do których przybywają.

Ministrowie spraw wewnętrznych państw Unii przyrzekli wsparcie. Padły obietnice, że unijna agencja Frontex, powołana do ochrony granic UE, będzie patrolować Morze Śródziemne od Cypru po Hiszpanię i udzielać pomocy chybotliwym łódkom z uchodźcami.

Tuńczyk i wartości

Włoski rząd błyskawicznie opracował, a 15 dni po tragedii wdrożył program „Mare Nostrum", w ramach którego pięć jednostek marynarki wojennej, trzy samoloty i pięć helikopterów, stacja radarowa – w sumie blisko 1000 marynarzy – nie zajmowało się niczym innym poza tropieniem stateczków i niesieniem pomocy na Morzu Śródziemnym imigrantom z Afryki.

O efektywności akcji niech świadczy to, że w tym roku z kutrów, łódek i stateczków, które popadły w poważne tarapaty na morzu, włoskie okręty wzięły na pokład i przetransportowały na bezpieczny włoski ląd blisko 65 tys. uchodźców z Afryki. Koszty tej operacji to 310 tys. euro dziennie.

Ani Unia, ani Frontex nie zrobiły praktycznie nic. Rozgoryczony premier Matteo Renzi 24 czerwca powiedział Izbie Deputowanych przed wyjazdem na unijny szczyt do Brukseli: – Unia poucza nas szczegółowo, jak trzeba łowić tuńczyka, ale odwraca głowę, kiedy na morzu pojawiają się zwłoki uchodźców. Nie wystarczy posiadać wspólną walutę. Trzeba być wspólnotą. Jeśli w obliczu tych tragedii na morzu słyszymy z Brukseli: „To nas nic nie obchodzi", to niech sobie zatrzymają swoją monetę, a my pozostaniemy przy naszych wartościach.

Koszty tranzytu

Włosi stanęli w obliczu sytuacji, która ich przerasta finansowo i organizacyjnie. Do połowy sierpnia do Włoch z Afryki przypłynęło 120 tys. imigrantów, a więc dwa razy więcej niż w całym rekordowym roku ubiegłym. Ośrodki dla uchodźców pękają w szwach, a na nowe nie ma pieniędzy. Italia jest w recesji, stale rośnie bezrobocie, a i tak marny włoski socjal zgodnie ze wskazaniami Unii cięty jest na potęgę.

W tej sytuacji z braku miejsc w centrach dla uchodźców wielu przybyszy lokowanych jest w eleganckich hotelach lub ośrodkach wypoczynkowych, co wywołuje często gwałtowne reakcje borykającej się z biedą lokalnej ludności. A koszt utrzymania uchodźcy to statystycznie 40 euro dziennie. W skali roku 120 tys. uchodźców (a dzięki dobrej pogodzie codziennie przypływa kilkuset nowych) będzie kosztować Italię 1,7 mld euro, przy czym mowa tylko o kosztach utrzymania, a przecież dochodzi masa innych, jak choćby opieki lekarskiej. Pracy dla tych ludzi, nawet na bogatej północy, po prostu nie ma.

Włochom chodzi o to, by kraje członkowskie Unii przejęły część z rekordowej liczby uchodźców przybywających w tym roku do Włoch z Afryki, wsparły Italię finansowo oraz pomogły w patrolowaniu Morza Śródziemnego i niesieniu pomocy nieszczęśnikom na morzu. Zdaniem Włochów powinna się tym zająć agencja unijna Frontex. Z taką właśnie propozycją, by program „Mare Nostrum" przejął Frontex, Włosi zwrócili się pod koniec lipca do Komisji Europejskiej, szermując nienowym argumentem, że granice Unii są wspólne, więc trzeba o nie dbać wspólnym wysiłkiem. Minister spraw wewnętrznych Angelino Alfano podkreślił, że dla przytłaczającej większości przybyszy (85 proc.) Italia jest tylko krajem tranzytu, bo chcą się przedostać do Niemiec, Francji, Skandynawii lub krajów Beneluksu, gdzie wielu ma krewnych lub znajomych.

19 sierpnia Komisja Europejska ustami swego rzecznika odpowiedziała, że rzeczywiście kraje Unii powinny się głębiej zaangażować w stawianie czoła problemowi uchodźców, ale, niestety, nie może za nie tego zrobić Frontex. Jest na to agencją zbyt małą, pozbawioną środków, sprzętu i personelu, a na dodatek powołaną do realizacji zupełnie innych celów.

Rzecznik przypomniała też, że Italia w związku z wydatkami na uchodźców dostała od Unii w latach 2008–2013 pół miliarda euro wsparcia, a w latach 2014–2020 otrzyma dalsze 300 mln euro. Tyle że to kropla w morzu potrzeb.

Unijny uchodźca

Włoscy politycy i media, bez względu na polityczną orientację, uznali te słowa za policzek, wyraz arogancji i piramidalnej hipokryzji. Nawet stateczny „Corriere della Sera" stwierdził w komentarzu: „Brukselę stać tylko na piękne słowa. Imigracyjna polityka Unii poniosła klęskę". Minister Alfano mówił, że KE haniebnie umyła ręce.

Nikt we Włoszech nie potrafi zrozumieć, w jakim celu w zeszłym roku unijna agencja z siedzibą w Warszawie, z rocznym budżetem 88 mln euro, została wyposażona w 23 helikoptery, 22 samoloty, 113 jednostek pływających, niezależny system radarowy i ma pod rozkazami specjalną grupę szybkiego reagowania.

Jednak przewodnicząca w tym semestrze Unii Italia nie składa broni. W listopadzie tego roku w Rzymie odbędzie się unijny szczyt poświęcony problemowi imigrantów. Szef wydziału imigracyjnego we włoskim MSW Mario Morcone zapowiedział, że Italia będzie się starała przekonać unijnych partnerów do nadania wszystkim przybyszom statusu „unijnego uchodźcy" z prawem swobodnego poruszania się w strefie Schengen. Obecnie, na podstawie porozumienia z Dublinie z 2003 r., uchodźca po przybyciu na teren Unii musi pozostać w tym kraju członkowskim, którego granicę przekroczył. Oznacza to w praktyce, że niemal wszyscy uchodźcy z Afryki przybywający do Europy morzem stają się wyłącznym problemem Italii.

Gdy w 2011 r. w trakcie arabskiej wiosny masowo zaczęli przybywać do Italii uchodźcy (w sumie 60 tys.), francuscy pogranicznicy wbrew unijnemu prawu zamknęli granicę z Włochami, bo wielu przybyszy z krajów Maghrebu na podstawie wydanego im przez Włochy tymczasowego prawa pobytu chciało się przedostać do krewnych lub znajomych we Francji.

Generalnie uchodźcy, którym uda się przedostać z Włoch do innego kraju Unii i którzy zostaną tam schwytani, są odstawiani do Italii, która musi w dodatku za tę usługę zapłacić i uiścić karę. Pod koniec sierpnia kilkudziesięciu Syryjczyków, którzy próbowali się dostać do Niemiec, Austriacy zawrócili z powrotem do Włoch. W tym kontekście trudno się więc spodziewać, by bogate kraje północnej Europy zaakceptowały ideę „unijnego uchodźcy" z prawem poruszania się po strefie Schengen. Chodzi naturalnie o to, by przybysze nie obciążyli tamtejszego socjalu.

W tej sytuacji trudno nie uznać za przejaw totalnej hipokryzji połajanki ze strony Brukseli, ale też ministrów bogatych państw unijnych, nie mówiąc o pięknoduchach z Amnesty International czy Human Rights Watch, za to, że Włochy niezbyt dokładnie przestrzegają praw człowieka, które gwarantują każdemu złożenie podania o status i prawa uchodźcy z powodów politycznych lub humanitarnych, praktycznie przysługujących każdemu uciekinierowi z terenów objętych wojną.

Zgodnie z tymi pięknymi zasadami na Italii powinien spoczywać obowiązek udzielenia schronienia i statusu uchodźcy całej głodnej i pogrążonej w wojnie Afryce, która zapuka do włoskich drzwi.

W tej sytuacji Włochy, nie oglądając się na Unię, będą dążyć do podpisania dwustronnych umów z państwami Afryki Północnej, które pozwolą zawracać stateczki z uchodźcami do portów, z których wyruszyły (taki układ podpisany w 2010 r. między Berlusconim a Kaddafim uznano za barbarzyństwo). Listkiem figowym przykrywającym niezgodność takich praktyk z prawem międzynarodowym miałyby być utworzone na terenie tych krajów obozy dla uchodźców, w których załatwiane byłyby procedury przyznawania azylu i kwalifikacji na emigrację do Europy.

Sęk w tym, że od dłuższego czasu stateczki z uchodźcami z Erytrei, Somalii, Etiopii, Syrii, Iraku, Kamerunu, Nigru, Nigerii, Sudanu czy Sierra Leone wypływają niemal wyłącznie z portów Libii, gdzie sytuację kontrolują i zarabiają na przemycie żywego towaru gangi i bandy uwikłane w wojnę domową. A towaru nie zabraknie. Jak się szacuje, na terenie Libii znajdują się aż 4 miliony uchodźców, z których każdy marzy o ryzykownej przeprawie przez Morze Śródziemne do Włoch. Akcja „Mare Nostrum" gwarantuje, że w razie kłopotów na morzu włoska marynarka wojenna udzieli pomocy.

Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1023
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1022
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1021
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1020
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1019