W okolicach leżących w stepach Iłowajska i Amwrosijewki rosyjskie oddziały otoczyły kilka tysięcy ukraińskich żołnierzy. Większość z nich to ochotnicy, którzy dobrowolnie zgłosili się do służby, gdy wybuchły walki w Donbasie.
„Rozstrzeliwują nas jak na strzelnicy, ze wszystkiego: z czołgów, dział, moździerzy, katiusz i karabinów maszynowych" – opowiadał o tamtejszych walkach zastępca dowódcy batalionu ochotników „Dnipro" Wiaczesław Peczenienko.
Znaczna część z otoczonych, choć dokładnie nie wiadomo ilu, to ludzie, którzy poparli Majdan: sami uczestniczyli w demokratycznych manifestacjach lub angażowali się w akcje pomocy manifestantom. – Tak naprawdę jednak nie wiemy, kto to jest – przestrzega w rozmowie z „Rz" ukraiński analityk Witalij Portnikow. – Większość z nich występowała cały czas w maskach, a pojawili się dopiero wtedy, gdy wybuchła wojna.
Jak w XVII wieku
Jednak inni komentatorzy kijowscy uważają, że pod Iłowajskiem ginie elita ukraińskiej rewolucji. – Ludzie, którzy znaleźli się w okrążeniu, poszli do wojska z własnego przekonania. Mimo że w sensie wojskowym nie były to najlepsze oddziały, są to ludzie, którzy będą walczyć do końca – mówi „Rz" ukraiński analityk wojskowy kapitan Aleksyj Arestowycz.
Od czasu rosyjskiej inwazji na Krym na Ukrainie rozpoczęto formowanie „ochotniczych batalionów". Rozkład aparatu państwowego i chaos organizacyjny sprawił, że trudno obecnie się zorientować, ile jest tych oddziałów. Analitycy wojskowi mówią aż o 54 takich batalionach znajdujących się w strefie walk w Donbasie (choć większość na zapleczu) lub w trakcie formowania.