Po potwierdzeniu tożsamości Amerykanina, o czym pisała wczoraj brytyjska i amerykańska prasa, na dżihadystycznych forach i na Twitterze zaroiło się od komentarzy i pogróżek. "Wysyłamy to zdjęcie naszym amerykańskim braciom. Oto człowiek, który zabił bin Ladena", "Amerykańscy bracia muzułmanie! Nadeszła wasza szansa, by zasłużyć na wejście do raju" - z takimi podpisami krążą w sieci zdjęcia O'Neilla.
Amerykański żołnierz zdecydował się ujawnić swoją tożsamość po opublikowaniu na blogu weteranów amerykańskich sił specjalnych SPFrep.com jego nazwiska. Jednak, jak sam przyznał, decyzję podjął już wcześniej, po spotkaniu z rodzinami ofiar 11 września, które wyznały mu, że śmierć bin Ladena była dla nich ogromną ulgą.Innym powodem była chęć zwrócenia uwagi na to, jak USA traktuje byłych weteranów. Sam O'Neill skarży się, że po 16 latach służby w SEALs nie ma prawa do opieki medycznej i świadczeń emerytalnych, a SEALs zaoferowało mu załatwienie pracy przy rozwożeniu piwa w Michigan.
W wywiadzie dla "Washington Post" O'Neill ujawnił szczegóły dotyczące operacji z 2 maja 2011 roku. W 2012 roku inny jej uczestnik, Matt Bissonnette, występujący pod pseudonimem Mark Owen, wydał książkę opisującą zamach na bin Ladena. Nie uzyskawszy uprzedniej zgody Pentagonu na publikację, naraził się na konsekwencje prawne.
- Podstawowa zasada naszego kodeksu brzmi: Nie podaję do wiadomości publicznej informacji dotyczących mojej działalności i nie szukam uznania za moje czyny - przypomniał na początku tygodnia admirał marynarki Brian Losey, ostrzegając przed złamaniem tajemnicy wojskowej.
Bin Laden, założyciel i przywódca Al-Kaidy, został zabity 2 maja 2011 roku w operacji o kryptonimie Trójząb Neptuna przeprowadzonej przez komandosów Navy SEALs w Abbotabadzie, ok. 100 km od Islamabadu. O'Neill podczas służby Navy SEALs uczestniczył w ponad 400 misjach bojowych, m.in. w Afganistanie i w Iraku.