Okazuje się jednak, że jeżeli wziąć pod lupę dwa, wzajemnie antagonistyczne obozy, które w sprawie strzałów w stanie Missouri zajmują przeciwne stanowiska, komunikacja między nimi w mediach społecznościowych praktycznie nie istnieje. Serwis Quartz przeprowadził analizę ponad 200 tys. postów umieszczanych przez użytkowników przed ogłoszeniem decyzji sądu uniewinniającej policjanta Darrena Wilsona.
Konkurencyjne obozy
Użytkowników dla ułatwienia podzielono na dwie grupy: czerwonych i niebieskich. Do tych pierwszych należeli konserwatyści, sympatyzujący z partią republikańską, drudzy zostali „niebieskimi", liberałami określającymi często swoje pochodzenie jako afroamerykańskie. Ich twitterowe wpisy zostały przedstawione na grafach. Komentatorzy zrzeszający największe grupy fanów stali się węzłami, między którymi narysowano wzajemne linkowanie do treści. Okazało się, że czerwona i niebieska grupa praktycznie się nie przenikają.
Czerwoni najczęściej postowali o tym, że czuliby się bezpieczniej, gdyby mieli spotkać na drodze wspominanego policjanta niż zastrzelonego czarnoskórego nastolatka, Michaela Browna. We wpisach obstawali przy tym, że ofiara wydarzenia była uzbrojona podczas policyjnej interwencji, pisali o sprawiedliwości wymierzanej przez mafię i o różnicach rasowych. Z kolei niebiescy woleli wersję o nadgorliwym policjancie, który strzela do nieuzbrojonego chłopaka, według nich to wystarczający powód, by rozmontować obecny system, który na taką niesprawiedliwość pozwala. Czerwoni oskarżali Obamę o zaniedbania, które wymagały następnie ze strony gubernatora stanu Missouri wprowadzenia stanu wyjątkowego. Niebiescy protestowali przeciwko takim środkom przymusowego uspokajania sytuacji, pisząc, że policja i gwardia narodowa na ulicach Ferguson zaprzecza podstawowym prawom człowieka.
Brak chęci do porozumienia
Choć opinii w popularnym serwisie społecznościowy wymieniono na ten temat wiele i wciąż nie ustają kolejne dyskusje, oba środowiska nie przenikają się i nie dzielą spostrzeżeniami. Widać to było już w sierpniu, gdy doszło do tragicznego wypadku w Ferguson. Wówczas, podczas pierwszej fali ulicznych protestów media społecznościowe także potrafiły przedstawiać wydarzenia z dwóch, całkowicie odmiennych stron. Co gorsza, użytkownicy nie potrafili zrozumieć siebie nawzajem.
Jeżeli jedni wspominają drugich, to jedynie w towarzystwie niewybrednych epitetów. Taka dyskusja na Twitterze przypomina wówczas audycję polityczną, w której najczęściej powtarzaną kwestią jest: „ja panu nie przerywałem". Media społecznościowe mają ogromną siłę, która jest w stanie obalać rządy (jak w przypadku rewolucji w arabskich krajach przed kilkoma laty) oraz dawać obywatelom prawo do odkrywania prawdziwych motywacji stojących za politycznymi decyzjami, jednak na co dzień społeczności prowadzą do podbijania wzajemnej nienawiści. Stają się wylęgarnią internetowego hejtu, który następnie wypycha ludzi na ulicę i stawia po przeciwnych stronach barykady. Z każdej z nich błyskają flesze smartfonów, a ich ekrany rozjaśniają się co chwila, gdy czerwoni i niebiescy opisują wydarzenia na żywo na Twitterach i Facebookach. Pisząc o tym samym tworzą własne, równoległe światy, które z każdym incydentem stają się coraz bardziej odległe.