Rz: Dlaczego kilka tygodni po powtórnym zwycięstwie Fideszu w wyborach parlamentarnych popularność partii Viktora Orbána zaczęła wyraźnie spadać?
Gábor Török: Zacznijmy od tego, że bilans poprzedniej kadencji rządu wcale nie był dla Fideszu zły. W końcu partia rządząca wygrała w ciągu roku trzy kolejne wybory, a konkurentów zostawiła daleko w polu z różnicą nawet 20 punktów procentowych. Poważne kłopoty, z którymi dziś musi się zmierzyć Fidesz i które negatywnie wpływają na jego wizerunek, tak naprawdę zaczęły się dopiero dwa miesiące temu.
Co ma pan na myśli, mówiąc o kłopotach?
Sygnałów pogarszającej się atmosfery politycznej jest kilka, ja jednak zwracam uwagę na trzy sprawy. Po pierwsze, amerykańska decyzja o zakazie wjazdu dla kilku wyższych rangą urzędników, która wniosła do sporów politycznych kwestie polityki zagranicznej przywoływane wcześniej w kontekście South Stream albo rozbudowy elektrowni atomowej w Paksu z rosyjską pomocą. Po drugie, wypłynęły głębokie podziały wewnątrz koalicji rządowej, których przykładem był konflikt Viktora Orbána z Lajosem Simicską [jeden z najbogatszych Węgrów, prywatnie znajomy premiera wspierający Fidesz – przyp. red.]. Prawdopodobnie ich skutkiem było też ujawnienie skandali korupcyjnych w kierownictwie partii. Wreszcie mamy też do czynienia z syndromem drugiej kadencji.
Uważa pan, że wyczerpują się już pomysły na przełomowe zmiany w państwie, co Fidesz obiecywał od czasu wygranej w 2010 r.?