Konserwatyści wygrali wybory wiarygodnością w uzdrawianiu gospodarki. Wyraźnie ograniczyli wydatki publiczne (z 45% do 40%), doprowadzili do redukcji około miliona miejsc pracy w sektorze publicznym, przy jednoczesnym podniesieniu podatków dla najbogatszych (do 50%). Ten program będzie kontynuowany i przyniesie dalsze ograniczenie deficytu budżetowego. Tu nie można oczekiwać nowości. Wybory przyniosą natomiast przyspieszenie w dziedzinie polityki europejskiej.
Partner dla Niemiec
Wyraźna wygrana Partii Konserwatywnej oznacza, że Wielka Brytania szybko rozpocznie renegocjacje swoich relacji z Unią Europejską. Będą one skoncentrowane na sprawach wewnętrznych i sprawiedliwości (polityka azylowa, imigracyjna, europejska współpraca wymiaru sprawiedliwości), oraz społecznych (dyrektywa o czasie pracy, europejski wymiar zabezpieczeń społecznych). W 2017 roku odbędzie się referendum w sprawie dalszego trwania Wielkiej Brytanii w UE.
Paradoksalnie jest to dziś jedyna droga do utrzymania Wielkiej Brytanii w Unii Europejskiej. W tym sensie wygrana konserwatystów to szansa dla UE.
Potencjalny rząd Partii Pracy, zapewne koalicyjny, nie byłby w stanie odwrócić narastającego trendu nieufności wobec Brukseli. Gdyby miał być oparty o głosy szkockich nacjonalistów, kwestia europejska stałaby się jeszcze toksyczna.
Tylko ambitne renegocjacje relacji Londyn-Bruksela mogą zatrzymać Londyn w UE. Taki scenariusz może rozegrać tylko Partia Konserwatywna, marginalizując grubo ciosaną politykę proponowaną przez UKIP. To ważne dla Polski i Europy Środkowej. W Unii Europejskiej bez Wielkiej Brytanii, przy chronicznej słabości Południa, doszłoby do całkowitego osamotnienia Niemiec, które już teraz nabierają przekonania, że we wspólnocie nie mają partnera do rozmów. To problem dla samych Niemiec i jeden z powodów, dla których Angela Merkel podejmowała konstruktywny dialog z Londynem np. przy okazji impasu budżetowego w UE, czy tworzeniu antykryzysowej architektury dla strefy euro.