Rzeczpospolita: Czy w Armenii dziś odbywa się drugi Majdan?
Stepan Grigorian: Pamiętamy, co się stało na Ukrainie, gdy Janukowycz rozpędził pokojowy protest młodzieży na Majdanie. Ormiańska młodzież również wyszła na ulice, tyle że nie z politycznymi, ale ekonomicznymi hasłami. Ludzie nie domagają się zmian władzy, oni protestują przeciwko podwyżkom cen energii. Niestety władze zdecydowały się na użycie siły i rozpędziły protest, w którym uczestniczyło zaledwie około tysiąca osób. Dziś w centrum Erywania protestuje już trzydzieści tysięcy osób. Dołączają do tego rozmaite ugrupowania polityczne, pojawiła się nawet grupa o podglądach skrajnie radykalnych, która propaguje siłowe rozwiązanie sytuacji. Żeby nie doszło do powtórki Majdanu, władze powinni usłyszeć protestujących i wszystko wskazuje na to, że do kompromisu dojdzie. Jeżeli jednak tego nie zrobią, w Erywaniu może dojść do jeszcze większych protestów.
Tymczasem rosyjskie media twierdzą, że protest w Erywaniu został sztucznie wywołany przez Zachód...
Wczoraj razem z innymi ormiańskimi działaczami społecznymi i politykami wzięliśmy się za ręce i stanęliśmy pomiędzy protestującymi a policją. Rozmawialiśmy z naczelnikiem policji i dzięki temu udało się uspokoić sytuację i uniknąć starć. W tym czasie za naszymi plecami na żywo nadawała korespondentka jednego z najważniejszych rosyjskich kanałów telewizyjnych. Twierdziła, że policja próbuje uspokoić sytuację, pokazywała nas i mówiła, że jesteśmy prowokatorami. Jedynymi prowokatorami, którzy właśnie biorą udział w protestach w Armenii są właśnie dziennikarze rosyjskich mediów. Innych prowokatorów czy jakichkolwiek instruktorów protestu w Erywaniu nie widziałem.
Czy taka retoryka kremlowskich mediów nie jest związana z tym, że ponad 80 proc. ormiańskiego sektora energetycznego znajduje się właśnie w rękach Rosjan?