W ciągu miesiąca na terenie czterech państw będzie ćwiczyć prawie 5 tysięcy spadochroniarzy z 11 państw i amerykańskich marines. Wszystko po to, by „wspierać silną i bezpieczną Europę" – głosi komunikat amerykańskiej armii.
Ćwiczenia prowadzą oddziały, które powinny być w stałej gotowości bojowej na terenie m.in. Bułgarii i Rumunii. Na wybrzeżu Morza Czarnego marines będą jednak używać ciężkiego sprzętu, w tym czołgów Abrams. Według części ekspertów trwają rozmowy z Estonią, Łotwą i Litwą, by ich oddziały dołączyły do Amerykanów w Bułgarii. Same manewry mają „złagodzić niepokój sojuszników z NATO z powodu rosyjskiej agresji" – napisała gazeta amerykańskiego Korpusu Piechoty Morskiej „Marine Corps Times".
– Z jednej strony mamy rodzaj zastraszania ze strony Rosji: ćwiczenia, zmianę miejsc dyslokacji sprzętu, prowokacyjne przeloty samolotów. Z drugiej – rodzaj odstraszania: demonstrowania zdecydowanej gotowości do obrony – powiedział „Rz" jeden z polskich analityków wojskowych.
Od początku września, zanim skończą się ćwiczenia wojsk desantowych, rozpoczną się w różnych częściach naszego kontynentu największe jak dotychczas europejskie manewry NATO, w których weźmie udział 36 tysięcy żołnierzy. Poprzednio największe były czerwcowe ćwiczenia, w których brało udział o połowę mniej żołnierzy. „Stany Zjednoczone wysyłają kolejną falę czołgów, samolotów i żołnierzy, by uspokoić zdenerwowaną Europę" – uważają Australijczycy.
Natowskim manewrom towarzyszą rosyjskie, po drugiej stronie granicy. Na poligon w pobliżu Astrachania jadą rakiety Iskander, które mogą przenosić nawet ładunki jądrowe.