Kreml liczy na blitzkrieg

Putin chce w trzy miesiące pokonać ugrupowania opozycyjne wobec Asada. Na razie idzie mu dobrze.

Aktualizacja: 09.10.2015 17:14 Publikacja: 08.10.2015 20:59

Miasto Darat Azzah na północ od Aleppo po bombardowaniach przez Rosjan i siły Baszara Asada

Miasto Darat Azzah na północ od Aleppo po bombardowaniach przez Rosjan i siły Baszara Asada

Foto: AFP

Bomby zrzucone przez samoloty przyniosłyby taki sam efekt. Ale Kreml zdecydował się w środę na spektakularne uderzenie z okrętów przebywających na Morzu Kaspijskim z dwóch powodów. Po pierwsze, testowane jeszcze w sierpniu rakiety manewrujące Kalibr-Nk, zdolne precyzyjnie uderzyć w cel oddalony o 1,5 tys. km, miały udowodnić niezwykłe możliwości zmodernizowanej rosyjskiej armii. Po drugie – i ważniejsze – pociski przeleciały nad Iranem i Irakiem, pokazując światu, że Rosja zbudowała na Bliskim Wschodzie potężną koalicję, z którą Ameryka będzie musiała się liczyć.

Zdaniem agencji AP latem, wbrew obowiązującym wówczas regulacjom ONZ, do Moskwy poleciał szef irańskich oddziałów specjalnych gen. Kasem Soleimani i spotkał się z Putinem. To wówczas wysłannik Teheranu przekonał Rosjan, że jeśli szybko nie przybędą Asadowi z pomocą, reżim w Damaszku upadnie. Obie strony nawiązały także ścisłą współpracę wywiadowczą, do której dołączył Irak.

Jak przyznają urzędnicy Pentagonu, efektem tej współpracy jest dość znaczący postęp trwającej od trzech dni lądowej ofensywy wojsk syryjskich wspieranych przez rosyjskie lotnictwo. Z relacji rebeliantów wynika, że siły Asada posuwają się z miasta Hama na północ w kierunku Idlibu, głównego bastionu rebeliantów na drodze do Aleppo. To tereny o strategicznym znaczeniu: latem Asad stracił nad nimi kontrolę, co groziło odcięciem Damaszku od wybrzeża. Gdyby rebelianci zostali stąd ostatecznie wyrzuceni, przyszłość syryjskiego reżimu stałaby się o wiele pewniejsza.

Pentagon podał w czwartek, że Rosjanie aż 90 proc. uderzeń w ostatnim tygodniu wymierzyli w oddziały rebeliantów, a nie w Państwo Islamskie. Dlatego amerykański sekretarz obrony Ashton Carter po raz pierwszy jasno zapowiedział, że Waszyngton nie będzie współpracował z Moskwą w Syrii.

Ale dla Amerykanów to niejedyny powód do irytacji. Od kilku dni rosyjskie lotnictwo regularnie patroluje tereny między Aleppo a turecką granicą. To obszar, który Waszyngton razem z Ankarą chciał przekształcić w strefę zakazu lotów, aby z jednej strony stworzyć schronienie dla uchodźców, a z drugiej (to część tureckiej strategii) zbudować punkt wypadowy przeciw oddziałom kurdyjskim.

Teraz, ku wściekłości prezydenta Recepa Erdogana, ten plan bierze w łeb, bo – jak ujawnił „Washington Post" – Barack Obama nie zamierza się otwarcie przeciwstawić rosyjskiej interwencji, a tym bardziej dać się wciągnąć w kolejną naziemną ofensywę na Bliskim Wschodzie. Dodatkowo działania Amerykanów utrudniają rosyjskie systemy zagłuszania elektronicznego, które paraliżują łączność amerykańskich samolotów. Od przeszło roku USA przeprowadzają w północnej i wschodniej Syrii naloty na pozycje Państwa Islamskiego: łącznie samoloty wychodziły już przeszło 7 tysięcy razy, ale z dość miernym skutkiem.

– Z naszych informacji wynika, że Putin liczy na krótką, trzymiesięczną operację, po której Rosjanie się wycofają – mówi „Rz" Igor Sutiagin, niegdyś doradca rosyjskiego MON, potem wieloletni więzień polityczny Kremla, a dziś ekspert prestiżowego londyńskiego instytutu ds. bezpieczeństwa RUSI. – W tym czasie Kreml stawia sobie trzy cele. Pierwszy już właściwie osiągnął: zerwać międzynarodową izolację Rosji, czyniąc z niej niezbędnego partnera procesu pokojowego na Bliskim Wschodzie. Drugi cel to wojskowe zabezpieczenie reżimu Asada i jednocześnie rosyjskich baz w Tartusie i Latakii. Do tego właśnie konieczne jest przejęcie terenów szturmowanych obecnie przez syryjskie wojska. Ale Putin chce także zabezpieczyć Asada politycznie. Jeśli uda mu się pokonać umiarkowaną opozycję, w Syrii pozostanie, poza reżimem w Damaszku, Państwo Islamskie. I Asad stanie się dla Zachodu niezbędnym, a więc szanowanym, sojusznikiem w walce z islamistami – mówi Sutiagin.

Czy ten plan się powiedzie?

– Putin jest przeświadczony o swojej wielkości, uważa, że wszystko kontroluje, że w każdej chwili jak za naciśnięciem magicznego guzika będzie w stanie wycofać rosyjskie wojska z Syrii. Ale każda wojna rządzi się podstawowym prawem: jest nieprzewidywalna. Podejmując decyzję o interwencji w Afganistanie, Breżniew też sądził, że wojna będzie trwała sześć miesięcy. Wiadomo, jak się skończyła – mówi ekspert RUSI.

Pentagon ostrzegał w czwartek: Rosja robi strategiczny błąd, staje się głównym celem sunnickich fanatyków.

Bomby zrzucone przez samoloty przyniosłyby taki sam efekt. Ale Kreml zdecydował się w środę na spektakularne uderzenie z okrętów przebywających na Morzu Kaspijskim z dwóch powodów. Po pierwsze, testowane jeszcze w sierpniu rakiety manewrujące Kalibr-Nk, zdolne precyzyjnie uderzyć w cel oddalony o 1,5 tys. km, miały udowodnić niezwykłe możliwości zmodernizowanej rosyjskiej armii. Po drugie – i ważniejsze – pociski przeleciały nad Iranem i Irakiem, pokazując światu, że Rosja zbudowała na Bliskim Wschodzie potężną koalicję, z którą Ameryka będzie musiała się liczyć.

Pozostało 87% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Czym jeździć
Technologia, której nie zobaczysz. Ale możesz ją poczuć
Tu i Teraz
Skoda Kodiaq - nowy wymiar przestrzeni
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 956
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 955
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 954
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 953