Bomby zrzucone przez samoloty przyniosłyby taki sam efekt. Ale Kreml zdecydował się w środę na spektakularne uderzenie z okrętów przebywających na Morzu Kaspijskim z dwóch powodów. Po pierwsze, testowane jeszcze w sierpniu rakiety manewrujące Kalibr-Nk, zdolne precyzyjnie uderzyć w cel oddalony o 1,5 tys. km, miały udowodnić niezwykłe możliwości zmodernizowanej rosyjskiej armii. Po drugie – i ważniejsze – pociski przeleciały nad Iranem i Irakiem, pokazując światu, że Rosja zbudowała na Bliskim Wschodzie potężną koalicję, z którą Ameryka będzie musiała się liczyć.
Zdaniem agencji AP latem, wbrew obowiązującym wówczas regulacjom ONZ, do Moskwy poleciał szef irańskich oddziałów specjalnych gen. Kasem Soleimani i spotkał się z Putinem. To wówczas wysłannik Teheranu przekonał Rosjan, że jeśli szybko nie przybędą Asadowi z pomocą, reżim w Damaszku upadnie. Obie strony nawiązały także ścisłą współpracę wywiadowczą, do której dołączył Irak.
Jak przyznają urzędnicy Pentagonu, efektem tej współpracy jest dość znaczący postęp trwającej od trzech dni lądowej ofensywy wojsk syryjskich wspieranych przez rosyjskie lotnictwo. Z relacji rebeliantów wynika, że siły Asada posuwają się z miasta Hama na północ w kierunku Idlibu, głównego bastionu rebeliantów na drodze do Aleppo. To tereny o strategicznym znaczeniu: latem Asad stracił nad nimi kontrolę, co groziło odcięciem Damaszku od wybrzeża. Gdyby rebelianci zostali stąd ostatecznie wyrzuceni, przyszłość syryjskiego reżimu stałaby się o wiele pewniejsza.
Pentagon podał w czwartek, że Rosjanie aż 90 proc. uderzeń w ostatnim tygodniu wymierzyli w oddziały rebeliantów, a nie w Państwo Islamskie. Dlatego amerykański sekretarz obrony Ashton Carter po raz pierwszy jasno zapowiedział, że Waszyngton nie będzie współpracował z Moskwą w Syrii.
Ale dla Amerykanów to niejedyny powód do irytacji. Od kilku dni rosyjskie lotnictwo regularnie patroluje tereny między Aleppo a turecką granicą. To obszar, który Waszyngton razem z Ankarą chciał przekształcić w strefę zakazu lotów, aby z jednej strony stworzyć schronienie dla uchodźców, a z drugiej (to część tureckiej strategii) zbudować punkt wypadowy przeciw oddziałom kurdyjskim.