Na taką ewentualność Biały Dom nie był przygotowany, ale w Izraelu rezygnacja z zaproszenia przez Netanjahu nikogo w zasadzie nie zdziwiła. Jak twierdzi Channel 10 TV, izraelski premier zrezygnował z podróży do USA powodowany szlachetną przesłanką trzymania się z dala od amerykańskiej kampanii prezydenckiej. Nie jest także gotowa nowa umowa o współpracy militarnej, innymi słowy o amerykańskiej pomocy wojskowej, więc odpada uroczystość złożenia podpisów. To oczywiście wymówki. Prawdziwe przyczyny są zgoła innej natury.
– Rozmowy obu przywódców w obecnej chwili byłyby stratą czasu – przekonuje „Rzeczpospolitą" Icchak Klein, izraelski politolog. Tym bardziej, że do Izraela zawitał właśnie goszczący na Bliskim Wschodzie wiceprezydent Joe Biden.
Zdaniem Kleina prezydent Obama usiłuje w ostatnich miesiącach uratować co się da ze swej koncepcji wznowienia palestyńsko- izraelskich negocjacji pokojowych, jako że amerykańska ofensywa dyplomatyczna w tej sprawie zapoczątkowana niemal dwa lata temu przez Johna Kerry'ego nie przyniosła żadnych rezultatów.
Dwa państwa
– Biały Dom chciałby uzyskać od Izraela deklarację, że państwo żydowskie godzi się na granice z 1967 roku – zapewnia Klein.
Taka deklaracja umożliwiałaby teoretycznie kontynuację idei tzw. two state solution, czyli rozwiązania konfliktu palestyńsko-izraelskiego na zasadzie współistnienia dwu niezależnych państw: Izraela oraz państwa palestyńskiego. Koncepcja sformułowana w porozumieniach z Oslo w 1993 roku doprowadziła w rok później do utworzenia Autonomii Palestyńskiej jako zalążka przyszłego państwa palestyńskiego. Od tego czasu nie wydarzyło się nic, co mogłoby przybliżyć realizację postanowień z Oslo.