W listopadzie 2016 r., kilka dni przed głosowaniem na nowego prezydenta, największe amerykańskie ośrodki badania opinii publicznej dawały 90 proc. szans na zwycięstwo Hillary Clinton. I rzeczywiście, była sekretarz stanu zdobyła o prawie 3 mln głosów więcej niż jej konkurent. Ale ich rozkład był na tyle dla niej niekorzystny, że to Donald Trump zdobył Biały Dom.
W systemie wyborczym w USA prezydentem zostaje bowiem nie ten, na kogo zagłosuje najwięcej Amerykanów, lecz ten, kto zdobędzie poparcie przynajmniej 270 spośród 538 wielkich elektorów (liczba odpowiada sumie 435 członków Izby Reprezentantów, 100 członków Senatu oraz trzech przedstawicieli Dystryktu Columbia). Wystarczy przy tym, aby zwycięzca wygrał tylko niewielką większością głosów w danym stanie, a przejmuje całą przypadającą na tę część kraju pulę głosów elektorskich.
Porażająca przewaga
Problemem Clinton okazało się to, że wyborcy liberalni byli w znacznym stopniu skoncentrowani w paru najludniejszych stanach, jak Nowy Jork czy Kalifornia. Ale w mniej zaludnionych, i przez to proporcjonalnie bardziej reprezentowanych w Waszyngtonie stanach, które historycznie głosują raz na republikanów, a raz na demokratów (tzw. swing states), Trump niespodziewanie okazał się lepszy. I zdobył magiczną liczbę głosów 304 wielkich elektorów.
Cztery lata później sytuacja zdaje się powtarzać. Jak wynika z opublikowanego w tym tygodniu sondażu dla „New York Timesa", w starciu z Trumpem w kluczowych sześciu stanach, które zdecydowały o wyniku wyborów w 2016 r. (Michigan, Pensylwania, Wisconsin, Floryda, Arizona i Karolina Północna), Joe Biden co prawda wygrywa z Trumpem wszędzie poza Karoliną Północną, ale średnio z różnicą 2 pkt proc., a więc w granicach błędu statystycznego. Pozostali dwaj najpoważniejsi kandydaci do demokratycznej nominacji, Bernie Sanders i Elizabeth Warren, przegrywają w każdym z sześciu wspomnianych stanów.
– Wystąpienia na wiecach Bidena nie są wystrzałowe, jego słabością jest zaawansowany wiek, a także zarzuty korupcyjne, ale w zestawieniu z Sandersem i Warren ma on wizerunek umiarkowanego i przewidywalnego kandydata. A tego po pełnej wstrząsów prezydenturze Trumpa oczekuje znaczna część elektoratu – tłumaczy „Rz" Karlyn Bowman z konserwatywnego waszyngtońskiego American Enterprise Institute (AEI).