Prezydent zaplanował wszystko niemal co do minuty. We wtorek wygłosi na Sorbonie przemówienie, w którym przedstawi szczegóły planu pogłębienia unii walutowej, w tym powołania dla niej ministra finansów, potężnego budżetu, parlamentu, a docelowo – euroobligacji. Dokument ma w czwartek i piątek być dyskutowany przez przywódców UE na szczycie w Tallinie, a także stać się częścią negocjacji o utworzeniu nowej koalicji rządowej w Berlinie.
Ale sam Emmanuel Macron w tę całą sekwencję już nie wierzy.
– Jestem ugotowany – miał powiedzieć na wiadomość, że FDP razem z Zielonymi będzie koalicjantem w nowym rządzie.
Kalendarz się wali
I rzeczywiście, deklaracja lidera liberałów Christiana Lindnera zaraz po ogłoszeniu wyników wyborów musiała zadziałać na Macrona jak lodowaty prysznic. – Nie chcemy nowych budżetów, aby transferować fundusze między krajami Unii. To nasza czerwona linia. Budżet strefy euro – pan Macron mówi o kilku procentach PKB, co oznaczałoby przeszło 60 mld euro dla Niemiec – który wylądowałby na utrzymanie wydatków publicznych albo naprawienie we Włoszech błędów Berlusconiego, jest dla nas nie do wyobrażenia – powiedział Lindner.
Ale także sama kanclerz, po ogłoszeniu niezwykłego sukcesu skrajnie prawicowej i antyeuropejskiej AfD, pozostała w niedzielną noc niezwykle ogólnikowa, gdy idzie o pogłębienie integracji.