– Przykro mi, ale nie może pan tu palić. Musi pan wyjść na zewnątrz – kelner w znanej kawiarni Eistein na Unter den Linden jest bezlitosny. To jedno z nielicznych miejsc w stolicy Niemiec, gdzie bez zastrzeżeń wprowadzono wczoraj zakaz palenia. Obowiązuje on w Berlinie i siedmiu innych landach. Pozostałe kraje związkowe wprowadzą go do końca roku. Zgodnie z prawem nie wolno palić w pubach, restauracjach, urzędach, środkach transportu i innych miejscach publicznych. Za złamanie przepisów można zapłacić od 100 do 500 euro kary.
Ale nie wszyscy właściciele restauracji są przerażeni. – Bez obaw. U nas długo jeszcze będziesz mógł zapalić – zapewnia szef knajpki naprzeciwko ratusza dzielnicy Schöneberg. Tłumaczy, że władze Berlina zapowiedziały, iż nie będą pilnować tego, co się dzieje w typowych knajpach na rogu. Ich właściciele od dawna zastanawiają się zresztą, jak obejść przepisy. Wielu z nich przygotowuje pod gołym niebem miejsca do palenia ogrzewane butlami z gazem. Inni wydzielają takie kąciki wewnątrz lokalu, czekając na wynik skargi do Trybunału Konstytucyjnego, który ma orzec, czy zakaz palenia nie dyskryminuje ponad 20 milionów palaczy w Niemczech. Michael Windisch, właściciel restauracji Malermeister Turm w Goslar w Dolnej Saksonii, wywiercił trzy dziury w zewnętrznej ścianie swego lokalu. Do większej klient wkłada głowę, do dwóch mniejszych ręce. W ten sposób, siedząc w środku, pali papierosa na zewnątrz – i to zgodnie z przepisami.
Również we Francji, gdzie wczoraj wprowadzono równie surowy zakaz palenia, i Wielkiej Brytanii (gdzie obowiązuje już od pół roku) właściciele knajp prześcigają się w pomysłach na obejście prawa. Greg Hollister, właściciel pubu w brytyjskim Southampton, automaty do gry wystawił na dwór, a graczom dostarcza popielniczki i parasolki. Z kolei Bob Beech, właściciel pubu Wellington Arms, postanowił przekształcić swój lokal w konsulat Redondy, bezludnej wyspy na Morzu Karaibskim, podkreślając, że prawo brytyjskie nie obowiązuje na terenie konsulatów i ambasad. Niestety, brytyjskie MSZ orzekło, że Redonda nie jest krajem, tylko terytorium, i nie może mieć przedstawicielstwa dyplomatycznego. Beech i tak zyskał – w konsulacie Redondy serwuje alkohole nieobciążone VAT.
Na oryginalny pomysł wpadła też Francuzka Virginie Perrier, właścicielka restauracji Dix-bis w Mont-de-Marsan – zamieniła swój lokal w „prywatny klub miłośników papierosów”. Jego członkiem jest między innymi minister ds. administracji państwowej i wielbiciel cygar André Santini.
Majorka: do miliona euro Irlandia: do 3 tysięcy euro