Protestowali przeciwko ingerencjom hiszpańskich polityków w wymiar sprawiedliwości. Oskarżyli rząd o próby wymuszenia wyższych kar dla sędziego i sekretarz sądowej, którzy nie dopilnowali, by pedofil recydywista trafił do więzienia. Przy okazji zażądali zwiększenia wydatków na sądownictwo.

Sprawa, za którą Centralna Rada Sądownictwa nałożyła na sędziego Rafaela Tirado 1500 euro kary, a sekretarz sądową Juanę Galvez zawiesiła na dwa lata, zbulwersowała na początku roku całą Hiszpanię. 13 stycznia w Huelvie zaginęła pięcioletnia Mari Luz Cortes. W niedzielne popołudnie poszła po frytki do pobliskiego kiosku i już nie wróciła. Szukało jej całe miasto. Policja znalazła dziecko dopiero po 54 dniach – w rzece. Okazało się, że dziewczynka została uduszona. Zabił ją 43-letni sąsiad Santiago del Valle Garcia, pedofil mający już na koncie wyroki za nękanie nieletnich, w tym własnych córek.

Czy biuro sędziego Rafaela Tirado mogło zapobiec śmierci małej Andaluzyjki? Rząd orzekł, że tak i zażądał przykładnego ukarania winnych. Karę pieniężną uznał za nieadekwatną do winy sędziego. Pracownicy sądownictwa twierdzą, że premier Jose Zapatero zrobił z nich kozłów ofiarnych, by ukryć przed wzburzoną opinią publiczną fakt, że jego rząd nie jest w stanie zreformować niedofinansowanego i niewydolnego wymiaru sprawiedliwości.

Rząd nie wycofał się ze swoich oskarżeń. Minister sprawiedliwości Mariano Fernandez Bermejo oświadczył wczoraj, że „nikt nie może być nietykalny”. – Gdy popełnia się błąd, trzeba spodziewać się sankcji – dodał.